Dwie kobiety, dwie rzeki i jeden poranek cz. I
Mam nadzieję, że uda mi się jeszcze napisać kilka części, ale w odstępach czasu. Dzisiaj na gorąco powstała pierwsza część tej fabuły.
Rankiem, otwiera błękitne okiennice,
słońce wschodzi nad rzeką Pinios.
Niebo przeciera oczy
bawełnianym obłokiem.
W tygielku parzy się kawa.
Zapach świeżo mielonych
ziaren budzi zmysły.
W ogrodzie pobrzękują leniwie
cykady, zwiastując upał.
Życie ma dźwięk, życie cyka;
cyk, cyku, cyku, cyk...
Nad Sekwaną, drzewa powoli
gubią liście.
Po niebie płyną białe pierzynki
chmur.
Na stole kawa w dużym kubku
i cieplutkie croissanty.
Leniwe, francuskie śniadanie.
Zwija markizę na oknie,
by weszło więcej światła,
przez krótką chwilę spogląda
na Paryż.
Źrenicą oka wychwytuje
wszystkie czerwienie, brązy
i złocienie.
Zaraz... będzie biec w wir
paryskiego życia.
Na gołe nogi zakłada buty
na szpilce, apaszkę przewiązując
na torebce, jeszcze parę kropel
perfum, kluczyki od auta...
i start w miejskie życie.
Tachydromeon Square* w Larisie,
świeci pustką. Wolne stoliki...
tylko gołębie cichutko gruchają,
chowając się w cieniu, pod markizami.
Słońce w zenicie.
Miasto zaczyna kolejny dzień.
Wsiada na skuter i zwinnie
przeciska się pomiędzy autami.
Impet powietrza rozwiewa jej
włosy.
Po drodze, łapie kilka przelotnych,
rozmarzonych, męskich spojrzeń
i parę słonecznych piegów.
W pędzie, zatrzymuje się po
zimną kawę frappe - na wynos,
i dwa ciepłe koulouria.**
Życie już tętni gwarem, greckie
ranki mają swój południowy
temperament.
**koulouria - obwarzanki greckie, posypane sezamem.