Cierń
idę ogrodem cierniowym
stąpam po kolcach
krwawią moje stopy
widzę w mroku
spustoszoną ziemię
groby synów
rozmiękczone
rzeką łez
błogosławionych matek
zakładam bandaże
opatruję stopy
nie chcę już iść
nagle ziemia
trzęsie się pode mną
psy węszą
łapią trop
rodzi się nadzieja
ale oni pod ziemią
uwięzieni
przygnieceni
płytami betonu
cichnie krzyk
nie można już zrobić nic
przysiadam na kamieniu
w dolinie Tembi
dym z pogorzeliska
katastrofy kolejowej
unosi się w powietrzu
spaleni żywcem
w wagonach pociągu
ich dusze ulatują do Nieba
wyjmuję ostatni cierń
siedzi głęboko
trzeba nauczyć się z nim żyć