Od urodzenia
Wschód słońca powitał
zaspane ramiona
ciężkie od przeszłości
wytrwałe jak ona
morze traw wylało
żółcią dnia spowite
zielenie soczyste
rosą rzęs rozmyte
w oddali nikogo
niczego prócz dali
morze chmur dotyka
jedna mu się żali
i już płaczu bliska
zmienna kolej rzeczy
łzę czystą wyciska
z nocy złej się leczy
promienie gorące
dodają otuchy
pocieszają trawy
fal grzbiety
chmur puchy
a samotne drzewo
zasiane podmuchem
poi się widokiem
tak silne jak kruche
w swoim przeznaczeniu
morza nie dotyka
zakochane w słońcu
z niebem się spotyka
oliwne owoce gubi
niczym szyszki
do nich ryby płyną
wdzięczne towarzyszki
i ja się przechadzam
tam od urodzenia
wieczoru poranka
nocy dnia
i cienia.
***Krystyna Szmygiel***