Ty ratowałaś mnie...
Ty ratowałaś mnie tego i tamtego lata
W zimę też na laurach nie spoczęłaś
Ratowałaś mnie o każdej porze roku i od samego początku pomagać mi zaczęłaś.
I wiem, że się nie odwdzięczę za misję ratunku
Ty wybudowałaś dla mnie wieże, bezpieczny port i stos bunkrów
Przynoszę Ci dary w postaci poezji
Prędzej umrę, niż doświadczę o Tobie amnezji.
I choć czasem się kłócimy, to wiem, że nie jestem Ciebie godzien
Kochając mnie stąpasz po bardzo cienkim lodzie
Lecz czym jest życie bez ryzyka i poświęcenia?
Czymś, niczym wybudowanie dla swej duszy więzienia.
Mieniłaś się od zawsze najznamienitszym światłem
A ja ten blask pochłaniałem i do swego serca kradłem
Za to pewnie oboje jesteśmy sobie wdzięczni, lecz ty ratowałaś mnie...
Gdy podupadałem, umierałem ze smutku i było mi źle.
Teraz chcę z Tobą powspominać i napić się wina
Wspomnień tak długa lista, jak niekończąca się lina
To między innymi połączyło nas
Choć między nami czasami widoczny wrzask.
Nie znam poezji tak pięknej, jak prawdy w niej uwzględnianie
To ty będziesz mym płomykiem i gwiazdą, nieważne, co się stanie
Pisząc to, mam przed oczami Ciebie w tle
Nigdy nie zapomnę, że to ty ratowałaś mnie...