Dyrdymały, czyli o tym, że ludzie się zmieniają
Zatęsknię kiedyś za brązowym swetrem,
który gryzł mnie, gryzł boleśnie.
Nawet za kawą w ulubionej filiżance,
przez którą nieraz cierpiał język.
Za kotem - białym, który nie miał szczęścia, przebiegając przez drogę.
I za tym czarnym, którego nikt nie lubi.
Za chłodnym spojrzeniem sąsiadki,
która biegła po bułki, nic nie słysząc.
I za sąsiadem, który głośno wracał do domu,
przed obiadem.
Być może miał powody. Lubił,
kiedy świat nie był trzeźwy.
Wtedy wszyscy wirowali na karuzeli
i nigdy nie było smutno.
Tylko te bajki z dzieciństwa jak z wczoraj
przypominały mu o matce, którą kochał.
O tym, że księżniczka miała żyć
długo i szczęśliwie.
Nie zdążyła pogłaskać psa,
którego ojciec przywiózł ze schroniska.
Jeden krótki telefon odebrał nadzieję na szczęśliwe zakończenie.
Oczy chłopca wypełnione po brzegi
straciły z horyzontu przyszłość.
Nie widziały już odtąd zakochanej pary. Zabrakło nauczycieli.
Ojciec odsunął się tak bardzo,
że prawie zapomniał o danych obietnicach.
Jakże trudne to było - dla wszystkich.
Dzisiaj znowu spoglądam przez okno
z trzeciego piętra. I o dziwo od dawna nikt
nie rozjechał żadnego kota. Raz tylko słychać było głośny pisk opon. Było słychać - ostrożność.
Sąsiadce coraz trudniej jest biegać.
Nawet już słyszy, kiedy jej mówię dzień dobry.
Tylko nadal nikt nie lubi czarnego kota.
A i sąsiad nadal kręci się na karuzeli.
05.03.2023
***Krystyna Szmygiel***