dziś w nocy
na moich rękach umierała gwiazda
tym razem nie umierała beztrosko
choć migotała
jak świeżo nalany szampan.
w jądrze zaciskała przeczucie
zbyt piękne zbyt nieśmiałe by mogło
przedrzeć się do rzeczywistości.
chciała nie wygasać
tańcząca z bąbelkami
w lodowatozimnej próżni.
to chyba był sen albo taka tęsknota
którą nazywam snem
by nie nazywać tęsknotą.
taki „sen za tobą”
co zatrzymuje zegary
a potem
szukałam poezji po galaktykach
szukałam aniołów rozpierzchłych
wśród uciekających planet