nie dawaj mi róż
gdy śpisz
idę znowu na pustynię poddać się
świtaniu budząc cienie o wschodzie
spotkać małego księcia samego
przy studni powiem mu o róży
tej od ciebie
co skrywa w spokojnej słodyczy
ziarna z burz piaskowych
(owinąć się i nie krzyczeć)
spomiędzy płatków wirujące diabły
z wiatrem drażniącym drewniane
dzwonki u progu
uciekam
książkom co od lat nie chcą być czytane
z planety co nie znika w kroplach gwiazd
kochanie jest oazą powrócę jak ćma
w wielkiej złotej samotni
mam spalone usta