owoc
dom śmierci w zakwaśniałym soku
życiem niepełnym w skórze schorzały
w niebios błękitnych ciemnym wyroku
z złego nasiona wyrosły o świcie
latami dążył do spełnienia żywota
by w czystym niebios błękicie
obdarzyć świat setkami ton złota
poezją, muzyką, wierszem, melodią
graną przez poetę – z muz pomocą
hymnem, piosenką, sonetem, rapsodią
co serca ludzi w smutku pozłocą
zabawić świat zapragnął szczerze
utulić, kołysankę zagrać wieczorem
podbudować, pomóc wytrwać w wierze
niebanalnym zabłysnąć humorem
nie tak jak myślał, przeczuwał
los potoczył serce jego kamienne
o które dbał, nad którym czuwał
rzeczy ważne – znamienne
gdy piosenkę smutną zagrał rano
wszyscy chórem: jaka urocza
nie tak jak trzeba rzecz ponazywano
to melodia była pomroczna
doświadczeniem własnym kierowany
rad nie słuchał – bo po kiego diabła
gdy wasz lot w połowie przerwany
serce uwiędło, dusza osłabła
im więcej pisze, tym więcej widzi
już nie wyrok, a łaski chwała
niedostępna dla zwykłych ludzi
za mała ich wiara, po prostu za mała
i o tą wiarę się wszystko rozbija
która trwa dłużej niż czasu istnienie
gdy dookoła wszystko przemija
w wierze tylko życia spełnienie