Sapiens
Lazura łożona nierównym rzędem zębów
Klapki na oczy wiszące na rwącym pasku
Czoło lepkie od potu tonie cicho w blasku
Galaretowate ręce kręcone makaronem
Gliniane odnóża falujące w rytm kolosem
Z przodu tors jak wielgłąb trójgarbny
Dwa sutki, pępek, skóra - kolor bezbarwny
Bez wyrazu brzmi słowotoczne gardło
Mamrocze opuchlizna, co ją tyka żądło
Jabłko Adama już dawno na brąz zgniło
Wokale jak śliwki w kompot się zgubiło
W krzywych, zatęchłych ramach obraz
Płótno człowieka wielu twarzy i odraz
Gdzie polik płynie nie łza, a farby kropla
Zastygł fizys, włos, zamarła szara apla
Boskie arcydzieło, cesarz nie ma szat
Stwórca sam sobie postawił szach mat
Ostawił pędzel spetryfikowany strachem
Od tego czasu już nigdy nie był malarzem