O rzewnym lecie rzecz
Cichy szmer traw nieskrytych listowiem
A pnących się wysoko dumnym złotem
I kamień dotknięty ciepłym obiciem
Tak wspaniałość bije żywym latem
Pędzlem białym bo jasnym błękicie
Leniwe chmury w skwarnym zenicie
Przebieżki lasem i w rzece się mycie
Pikniki ospałe tonące we kwiecie
Po tym sierpniowe tony poznajecie
Słodkości w grosie dojrzałych owoców
Nektar skapuje strużeczką potów
Czoła wysoko szukającego ptaków
Pędzących nad wodę, gdzie stado nurków
Tonie w swobodzie, ot lato cudów
Niespieszno nikomu do dzwonów kościoła
I nie w niedzielę obowiązek nie woła
Na polanie szukać malego fiołka i fioła
Można sobie pozwolić, spokojnie zgoła
Odpocznij i odetchnij pięknem dookoła
Chmara dzieciaków śmigających po parku
I w tymże młodzi pijacy rodzicom z barku
A ich niedopałki dryfują po Bałtyku
Krople zimnego piwa i potu na karku
Wężykiem cholerycy stojący w korku
Roku pora płynąca mlekiem i złota godziną
A broda lodem, twarz słodyczy ryciną
Żaden sommelier nie obarcza się winą
Ciężka kolejka nie wbija się koleiną
Człowiek ze światem znów jest rodziną