Wspomnienie sprzed narodzin
Sprzed dnia
swoich narodzin
pamiętam ciemność,
nieruchomą i szczelną,
niedającą się dzielić na kawałki,
wyściełającą początek
czasu i przestrzeni,
bezczynną, jak nienadane imię
albo jak wnętrze orzecha
przed rozłupaniem.
Ciemność
sprzed dnia narodzin
nigdy nie opuszczała
swojego miejsca,
była praktyczna i niefilozoficzna,
ani dobra ani zła,
bez zbędnych rozbłysków,
podobna do śpiącego,
zwiniętego w kłębek,
czarnego kota
ze schowanymi
pazurkami.
Nie wiem,
czy ciemność
sprzed dnia narodzin
była też nad otchłanią,
gdy Duch Boży unosił się
nad powierzchnią wód,
czy też może była to ciemność
kwantowej próżni,
w której pojawiały się
od niechcenia
drobniutkie kruszyny bytu,
robiące za Boga.