rzucam się
w przepaść bez dna
niesiony uniesieniem
taka słów dziwna gra
z nadzieją
że złapiesz mnie
w swój oddech
szept niesłyszalny
dla tych z boku
stojących niedostrzegalny
złapiesz mnie
w sidła swojego zapachu
rozpostarte ramiona
na dnie nienazwanego strachu
przed tym co będzie
nieuniknione
życie naznaczone
słowami w otchłaniach
niewypowiedzianego
przelotnego
spełnionego
marzenia
pragnienia
budzą nas
budzą świat
jak słońce za dnia
jak księżyc nocą
stukają
pukają
o więcej się proszą
wciąż czuję oddech na skórze
wciąż pragnę więcej i mocniej
wciąż pamiętam co było na górze
na balkonie wśród gwiazd
niepoliczonych
wciąż kocham
choć Ciebie już nie ma
obok...
przepraszam