Rozśmieszyłem niebo
Jak na płótnach Chagall’a
troszeczkę ukosem,
po szczeblach pacierza
lekko się unoszę.
Niosę marne prośby,
małe tuzinkowe...,
lecz otwarto wrota
i niebo gotowe
wysłuchać, co bąkam.
Umilkło na chwilę.
Pan spojrzał uważnie:
„Po co tu przybyłeś?”
Zastygli Wszyscy Święci,
patrzą aniołowie,
a tymczasem u mnie
nagła pustka w głowie.
Tu przed chwilą wrzało,
wśród kroci spraw różnych.
Teraz taka cisza.
Ale jestem próżny!
Miliardy spraw ludzkich,
tak trudnych czasami,
istot żywych i martwych,
a ja z drobiazgami.
Speszyłem się bardzo.
Nie rzekłem ni słowa.
Pan Bóg spojrzał
na mnie tak jakoś od nowa.
Jąkam się: „Ten, tego...”
- mamroczę wstydliwie
i Bóg, nie wiem czemu?,
zaśmiał się życzliwie!
Za nim niebo całe.
W krąg śmiech gromki słyszę.
Wesołość niebiańska
wypełniła ciszę.
Króciutko to trwało.
Znowu tam wre praca,
a do mnie jak echo
z dziwną dumą wraca,
jak bardzo speszony
rakiem się cofałem
i w asyście śmiechu
na ziemię spadałem,
jak się śmiali święci:
„Popatrzcie na niego!
To jest ten poeta,
co rozśmieszył niebo!”
Bogumił Pijanowski