Fanaberia 18. Lawrence Walters. Gdy marzenie staje się przymusem.
niektóre wzbijają się ku niebu,
inne wolą grzebać w ziemi,
szukając ukrytego kąska.
Jego sięgały lotów jaskółek —
tych, w pogoni za owadami.
Pragnął wzbić się w powietrze,
choć na chwilę — latami marzył.
Latające dywany istniały
tylko w baśniach; szkoły magii
nie dla niego, czarownice
już dawno odstawiły miotły.
Zdał się na własną inwencję:
krzesło ogrodowe i 42 balony,
wypełnione helem,
dzbanki na wodę — balast.
Gotowy statek powietrzny.
Lot przerósł najśmielsze plany —
poszybował ponad niebo,
nad Miastem Aniołów, mijając
"o włos" pasażerskie samoloty.
Mógłby wylądować na Bahamach,
lecz przezorność zwyciężyła —
wiatrówką odstrzelił balony,
a linie energetyczne były metą.
Są marzenia, które lepiej pozostawić snom,
bo nie niosą szczęścia na jawie —
rozgłos i sława niewiele znaczą,
jak straci się "grunt". Sam rozliczył się z sobą
