Bezimienna
wody, kropla po kropli
przelewa się
z jednego do drugiego
Shai dopełnia los
kremowe lotosy potulnie
kulą płatki w ostatnim
blasku dnia
cień nocy, pochłania
widzę, że moja pani
wsunęła rękę do kosza
na jej nadgarstku
jak po ukłuciu
kolcem kulibło, dwa małe
punkciki, lśnią
niby drogocenne rubiny
wpatruje się, szeroko
otwartymi oczyma
w talizman z głową szakala
źrenice, jak ziarnka maku
zastygłe w bezruchu
podążam jej śladem
moje ramię już w koszu
opuszkami palców
dotykam szorstkości
ich twardych skór
nie ma we mnie lęku
przeczuwam obecność
Neftydy, mam dość siły
by prosić o opiekę
jej syna Anubisa
z wydrążonym wnętrzem
pozostanę na zawsze
bezimienną tajemnicą.