pod markizą
kiedy srebro spływa z pióra
po co snów rozdzierać kadry
perspektywa to ponura
w peryskopie tej co błękit
ponad wszystko wkłada w strofy
podziwiając to co piękne
przeklinając zbrodni prochy
po nic . więc go wyrzuć w otchłań
niebo jeszcze srebrem darzy
pod markizą snów pozostań
by w błękicie się rozmarzyć
- retrospekcja -
nigdy tęsknić nie przestanę
za zielonych dni urodą
w której kwitła niepoznana
wszechogarniająca młodość
na latawcu myśli chciwych
wiatru . słońca i urody
wciąż niepewnych swej sadyby
szukających w cieple chłodu
nigdy nie przestanę wierzyć
że to wszystko co jest we mnie
to pozwoli się znów przeżyć
gdy z latawcem w dal pobiegnę
po radosne poplątanie
z wiatrem . słońcem i urodą
w zjesienniały barwą taniec
w którym spotkam dawną młodość
- pogodynka -
powiedz mi co chcesz usłyszeć
czytelniku mi nieznany
co też trapi twoją duszę
i co w sercu sieje zamęt
a ja ci wysieję w ciszę
pogodynki kolorowe
byś mógł poczuć magię wzruszeń
kiedy cię dotykam słowem
może to nic . choć tak wiele
kiedy oczom sensu braknie
by pogodą się podzielić
popatrz: słońce świeci właśnie
.