czarna godzina
i reanimować muszę je codziennie
wypluwając jawę przez ściśnięte gardło
rozdeptuję w ziemi miejsca niezbyt święte
i próbuję istnieć ponad realizmu
treść ściśniętą w pięści i na stół rzuconą
by czarna godzina popędziła naprzód
a serce odżyło wiosną prawie nową
i niech ona będzie lustrem ponad światem
by się myśl spełniła w każdej jednej dobie
że nieważne czyją jesteś siostrą . bratem
ważne by w podpisie nosić miano: Człowiek
.
noc mnie pochłania w ciszę bez dźwięku
choćby tej nikłej nadziei która
mogłaby z prozy uczynić piękno
pozwolić oczy zawiesić w chmurach
tam gdzie się gwiazdom błyszczą oblicza
wpatrzone w luny poświatę cichą
tak by nadziei już nie rozliczać
z tego że czasem bywa tak lichą
siostrą sprzedajną na pokuszenie
tej co się w czarne okrywa wdzięki
i sprawia że coś umiera we mnie
pośród milczącej w sercu udręki
noc mnie pochłania lecz zapomina
że jutro ptaki będą znów śpiewać
bo kiedyś musi skończyć się zima
kiedy nadzieja w słońcu dojrzewa
to jakby cisza wplotła się w całość
tego co we mnie rodzi te frazy
że jeszcze pragnę bo wciąż mi mało
piórogenicznej nocnej ekstazy
.
zamknęłam w dłoniach skrzydła motyla
teraz trzepocą w bezdech zaklęte
a kolor pyłku przez palce spływa
na ziemię twardą od ludzkich niechceń
i popieleje wiatrem północy
każąc otworzyć ponownie dłonie
aby w pragnieniach motyl mógł droczyć
się z niedowiary słabym płomieniem
by dać się zamknąć na małą chwilę
nim cały pyłek kolory straci
pozwolić dłoniom stać się motylem
w ludzkie uczucia ziemię wzbogacić
.