*** (o szesnastej w czwartek...)
w mżący deszcz jesienny,
zobaczyłem ludzi idących
w pośpiechu, główną ulicą
mojego miasta, a każdy
miał swoją osobistą otchłań
uwiązaną nad głową
jak balonik z helem.
Otchłanie się potrącały,
bezdźwięcznie odbijając się
od siebie nawzajem.
Tak podobne do siebie,
szczelne i sprężyste,
może tylko trochę
różniły się wielkością.
Wydawało mi się,
że trzeba coś zrobić,
może kogoś zawołać,
albo biec na ratunek,
a ja najspokojniej
napisałem wiersz.