*** (Zawsze marzyłem... )
wierszy krzepkich,
wypełnionych rzeczami
i osobami, jak ciocia Wandzia,
zraszacz, ciemna sień u babci,
albo i żółte buty górskie
z nadwyrężoną podeszwą,
przez które prawie minęła mnie
wyprawa na Rysy.
Jakże inaczej bowiem
mógłbym sławić życie?
Przecież nie przez zwiedzanie
swoich snów i lęków,
spojrzeń w lustro rozpaczy,
czy też krętych pomysłów
podobnych ludziom,
którzy nie mają nadziei
na realność świata,
co w każdym szczególe,
łącznie z agrafką zgubioną przez Isię,
jest lepszy od pustki,
tak samo jak życie
lepsze jest od śmierci.