Narodziny
Za rękę trzymał ból.
Jego obecność, aż do rana.
Bezsilne ciało zgięło się wpół.
W oczy patrzyły strach i obawa.
Za rozkosz zapłatą trud.
Wstyd obnażony został do naga,
Odkryta kobiecość rozchylonych ud.
Na stole, wśród bieli i spojrzeń obcych,
W spętaniu, bez czucia i woli.
Za szeptów kotarą, przy myślach mdlejących
Otwarte już wnętrze - nie boli?
Mocne szarpnięcie, głęboka rana
I płacz nagły nowego istnienia.
Opadła na serce, przez łzy widziana,
Krwi kropla - w kochanie się zmienia.