Inkasent z gazowni
na co śpiący czasem liczą,
to odwiedzam mnóstwo ludzi,
dość ciekawych - zasadniczo.
Każdy mnie od progu wita,
czasem ciastem poczęstuje,
lecz gdy ujrzą ichnie kwita,
zaraz krew im zagotuje.
Słońce wstaje, kogut pieje,
nie ma nudy, coś się dzieje.
A że ktoś wariuje czasem ?
Bom z gazowni jest inkasent.
Taka ludzka jest natura -
jak uczyli na szkoleniach -
że gdy światu ma coś oddać
zaraz w gorszą się przemienia.
Z miejsca pragnie mnie udusić -
gdy skasować pilnie muszę -
krzyczeć każe się i pocić,
szarpać ręką i korpusem.
Słońce wstaje, kogut pieje,
nie ma nudy, coś się dzieje.
A że ktoś wariuje czasem ?
Bom z gazowni jest inkasent.
Może żywot dość jest pieski -
farta ma gondolier włoski -
lecz na płomień ten niebieski
czeka miasto oraz wioski.
Wszak potrzebna kopalina
i hutnikom, i piekarzom,
i szalonym feministkom,
co po cichu kotlet smażą.
Słońce wstaje, kogut pieje,
nie ma nudy, coś się dzieje
Że mnie psem poszczują czasem ?
Bom z gazowni jest inkasent.
Gdy po domach tak wędruję,
licząc guzy po sztachetach,
jedna rzecz mnie wciąż nurtuje
i dylemat, i podnieta :
jak źródełko się wypali,
rurociągi czas złomować,
gdy zapałkę ktoś zapali,
będzie można inkasować ?
Słońce wstaje, kogut pieje,
nie ma nudy, coś się dzieje.
A że tam wariuję czasem ?
Bom z gazowni jest inkasent.