Duchy z Kazimierza
zwłaszcza w lipcowy wieczór,
gdy jeszcze trochę światła dnia
płynie Szeroką albo Miodową.
Wtedy wychodzicie rozglądając się,
czarnobiali, jak na zdjęciach,
spakowani skrupulatnie do wagonów,
z niemym pytaniem na ustach.
Wy, prawdziwi Żydzi pomiędzy
Izraelczykami i Amerykanami,
przenikacie swoją przestrzeń
skupieni i jakby zdziwieni.
Tuż obok podpitych chasydów
i turystów w kolorowych kipach,
którzy tego wieczora niekoniecznie
chcieliby wiedzieć, jak
przygotowuje się na śmierć
chłopca, uczonego ufności
do Boga Abrahama, Izaaka, Jakuba,
który wywiódł naród z niewoli.
Dla mnie, goja, słabo widoczni,
nie pasujecie do knajpek, kafejek,
tanecznych korowodów i komercyjnej
klezmerskiej muzyki festiwalowej.
Nie pasujecie nawet do grobów
za Synagogą Remu, bo na waszych,
nie da się położyć kamienia,
ani zostawić kartki z modlitwą.