Parafraza wiersza T. S. Eliota „Hipopotam”
o łezkę w oku mnie przywodzą.
Wiem, że do Nieba chcesz zawitać,
a ledwie możesz ruszyć nogą.
Tyle masz warstw i fałd przymilnych,
co w mułach już niejednych grzęzły,
nie mówiąc o nas, wszak śmiertelnych,
aniołom miny też by zrzedły.
Może więc gdyby cię na dietę
choćby i krótką wysłać latem,
i zaserwować ci serwatkę,
trochę rzodkiewki i sałatę,
to wtedy chóry by anielskie
łaskawszym okiem cię omiotły,
a diabeł musiałby się walić,
zamiast szykować wielkie kotły.
Pomyśl więc może o swym losie,
zanim znów wsuniesz tonę trawy,
Pan Bóg, co wciąż na ciebie czeka,
nie zawsze będzie tak łaskawy.
Dopóki więc zawrócić możesz,
spójrz na twe boczki obiektywnie
i może podejdź do jedzonka
troszeczkę bardziej selektywnie.
Zamiast zapychać się wciąż trawą
skubnij korzonka albo kwiatka,
wyskocz na łączkę lekkim truchtem,
a waga spadnie ci znienacka.
Wtedy dopiero przyjmą ciebie
w niebiańskie kręgi, gdzie dziewice
i ścięci święci kroczą razem,
splatając w tańcu swe prawice.
Wreszcie zrozumiesz, o co chodzi
w matematyce tej odwiecznej:
„im więcej ciała tym mniej ducha”.
Tu koniec pieśni lekko pieprznej.