Lipiec
nagie piersi pagórków
wypalonych słońcem
jaskółka niebo ukośnie przecina
nad lipą dostojnie się kołyszącą
od soków ciężką i nabrzmiałą
a nad skoszoną łąką
pełną odurzających zapachów
wirują motyle całując się w locie
upał wysusza usta i oddech
docierając przenikliwie
nawet w cienie lasu
trzeszczy pod stopą suche igliwie
i pachną silnie żywiczne łzy
płynące po świerkowej korze
jak po twarzy starca pomarszczonej
tańczy rozgrzane powietrze
do śpiewu świerszczy
i nawet noc ulgi na daje
lepka od gorąca i potu
ale rankiem znów rosy korale
zalśnią srebrzyście
na przejrzystej koronce pajęczej
skupiając całą uwagę
jakby w swym blasku zamykały
światło i czas