Mokry dąb
przypomina o strefie klimatycznej,
w której przyszło mi przeżyć
moje jedyne życie. Złote liście
nasiąkają błotem i tyle po słynnym
jesiennym pięknie. Wiatr
wciska się za kołnierz, choć nikt
go tu nie prosił. Idę dalej,
byle wsiąść do auta i zapalić silnik.
Niech zamigają kontrolki i ekrany,
przynajmniej przez chwilę
poczuję się, jak w wesołym miasteczku.
Chyba nie dalej jak wczoraj,
wspominałem białe skały
obmywane morzami południowymi,
o tej godzinie, w której słońce
zabarwia je na czerwono,
co zawsze znaczyło,
że przyszła pora na kolację
pod eukaliptusem.