spóźniona
kto mnie zatrudnił w tak marnej sztuce
w której stęchlizna zabarwia fobie
marne i durne choć pełne uciech
kiedy pijana chwilą figlarną
robię twarz błazna na przekór prozie
już sama nie wiem czy to jest dramat
gdzieś w panoramie która na co dzień
jest zaskoczeniem że nadal można
pytać i czekać z ust odpowiedzi
która w milczeniu otwiera okna
każąc wciąż zwlekać spóźnionej śmierci
.
wiesz . widziałam dzisiaj ptaki
w wolnym kluczu do przestrzeni
której najwznioślejszym znakiem
jest słoneczny blask promieni
tej tęsknoty w imię boga
rozdawanej tak nieskładnie
jak różaniec który upadł
z dłoni na przydrożny kamień
ale ja się nie poddaję
do skrzydlatych wołam głośno
że wciąż jestem zielnym majem
bo rozliczyć się z miłością
nie zdążyłam póki żyję
i nie umrę przez nią właśnie
by jak ptak odlecieć w pyle
pozłacanej strofą baśni
o wolności ponad wszystkim
co w tym życiu i tym w dali
stanie się nierzeczywistym
odkupieniem ciasnych granic
.