Żurawie
gdzie Kayka okruch chleba podnosi do nieba.
Gęsi klucze krzykiem kałużom makijaże tłuką.
Biel szarość rozniesie bruzd dawno zaoranych,
nagość drzew rozgoni w taflach zmrożonych.
Bazie na wierzbie i kwiaty na wiśni,
morze stokrotek w zielonej trawie.
Dziś czapkę niewidkę założę, bo marzę.
Kaczeńce pysznią się na rozlewiskach,
tańczą wśród nimf błotnych swawolnych.
I znów poderwie się skowronek o piątej nad ranem.
Zakrzyczy radośnie - o rany zaspałem!