Nadzieja
ma poplamiony fartuch, spracowane ręce.
Przy łóżku chorego czuwa bezsenna,
w kroplówce krople liczy, sprawdza tętno.
Ona ostatek mocy wykrzesze u wędrowcy,
gdy światełkiem nikłym zamajaczy w dali.
Dawała siłę tym, co daleko i tym, co czekali.
Pewnie gdzieś w kącie siedziała skulona
lub przy krosnach stała wiernej Penelopy,
czekając dobrych wieści - jak to ona.
Uporczywie czepia się, silna jak bluszcz -
uśmiechu, grymasu, błahego zdarzenia,
w rzuconym lekko słowie szuka wciąż
jego właściwego, dobrego znaczenia.
Choć inni wątpią, ona jest niezmienna -
o zmroku szeptem powtarza pacierze,
bo ona zawsze wierzy, nigdy nie umiera -
miłości siostra bliźniacza - nadzieja.