Papierowe samoloty
Skryło się za lasem, w jeziorze.
Wracałam potem nocą smutna,
A rozbawiony księżyc wskazywał mi drogę.
- Gdzież ci, dziewczyno, do słońca...
Marzenia - samoloty papierowe -
Płoną, na deszczu mokną...
Co też ci chodzi po głowie?
Promień księżyca chciałam schwytać.
Jak motyl - na szybie zatrzepotał,
Pyłem - na parapecie - się rozsypał -
Tak srebrem po oczach mi miotał.
- Aleś uparta, jak koza - dziewczyno.
Na co ci moje srebrzystości.
Chwilę błyszczą lecz szybko giną,
Niewiele w nich stałości.
Marzyłam o miłości tak wielkiej,
Że jej serce pomieścić nie może,
O rycerzu na koniu białym,
By mnie porwał za góry, za morze.
Aleś ty głupia - księżyc mi burknął.
Patrz - zwykła codzienność - piękniejsza,
Niźli twoje naiwne marzenia -
Zwykłego sobie weź chłopca za męża.
I posłuchałam księżyca, choć zrzędził.
Żadnego już księcia więc nie szukałam...
Mój chłopiec życie chciał ze mną spędzić
I to właściwie historia jest cała.
A teraz już przyszła pora na morał,
Bo w bajce podobno najważniejszy.
Słuchaj księżyca, gdy mądrze gada,
A papieru używaj do pisania wierszy.