Na lotnisku...
Na lotnisku w Baranowie dziś wielka draka,
Bo Kaczyński ze swą zgrają do Orbana spada.
W tle szumią brzuski, w powietrzu napięcie,
Czy ucieczka im się uda – to czas pokaże.
Morawiecki pędzi szybko swą Izerą nową,
I tusz zanim leci elektryków milion.
Lecz w Warszawie już się zbiera tłum ciekawskich ludzi,
A Twitter aż huczy – co się tu wydarzy?
„To nie ucieczka!” – krzyczy ktoś z tyłu,
„To strategiczny manewr, by wzmocnić sojusze!”
Lecz wśród gapiów szepty rosną, plotki się snują,
Czy tam Orban czeka… z węgierskim paszportem?
A tymczasem w Budapeszcie wiatr historii wieje,
Orban stoi na lotnisku, w ręku papryka się chwieje.
„Witajcie, przyjaciele!” – woła z uśmiechem szerokim,
„Już wam Tusk nic nie zrobi, przyjacielu drogi!”
Kaczyński kiwa głową, z uśmiechem przekornym,
„To nie ucieczka” – znów ktoś szepcze w tłumie.
Lecz nagle z nieba spada dron z kamerką w oku,
A na ekranie widzimy… Tuska wśród obłoku.
„Cóż to za spektakl?” – pyta Tusk uśmiechem złotym,
„Czyżbyście znów uciekali przed swoim żywotem?
W Chełmie już czekają przestronne pokoje,
Tam będziecie spędzać te swoje żywoty.”
I tak się kończy ta lotniskowa draka,
Gdzie polityczne spory mieszają się z żartem.
A my, zwykli śmiertelnicy, stoimy z boku,
I śmiejemy się pod nosem
Z życia polityków za które płacimy
politycznym szumem