wszechświat w łupinie orzecha
życie się mieści w skorupce orzecha
która wśród liści z wiatrem kołysze
wiosenne myśli w zimowych śniegach
w dalekich gwiazdach rozpyla ciszę
tą co się mąci w sny niezmierzone
najkrótszym wersem ni długą strofą
wierszem najbardziej nawet szalonym
pisanym długą srebrzoną nocą
życie się pętli mantrą dni szarych
by nagle chwycić w ciepłe ramiona
na bębnach wygrać rytm wiary twardy
wśród szumu wiatru cichutko skonać
i upaść w ziemię jak rym prawdziwy
gdy ostatecznie orzech opadnie
by na dwie części się rozpołowić
i wypluć z siebie marszczoną składnię
.
leżę sobie na łące
współgrając z zielenią trawy
a świerszczy wieczorny koncert
zaprasza mnie do zabawy
w zapachy i snów kolory
rozsiane na plecach ziemi
tym moim łożu wieczornym
gdzie skrzypiec tony się mienią
balladą na skrzydłach ważek
lecących nad moją głową
w której się roi od marzeń
w tą noc niezwykle lipcową
nad ranem wracam do łóżka
połykam księżyc i gwiazdy
by znów udawać człowieka
co trzyma się prawa jazdy
.
odnajduję siłę w twoich
słowach miękkich jak puch biały
który gdzieś na karty brzegu
jest akcentem tak wspaniałym
jak sen w mroku wyobraźni
rozjaśniony czułym gestem
twej poezji tak przyjaznej
w której czuję jaka jestem
zagubiona w wizjach śmiałych
wersów rozpachnionych miętą
choć tak grzeszna to potrafię
celebrować jawy świętość
i docenić smak przyjaźni
niespodzianej jak cud wiosny
która rodzi się tak nagle
pozwalając żyć radośniej
.
ty jesteś wiosno moją nadzieją
chociaż mnie jesień bez końca więzi
wciąż jeszcze walczę by zdusić niemoc
i móc zakwitnąć pośród gałęzi
gdzie modre ptaki wiją swe gniazda
a wiatr wygrywa słowa na liściach
by mogły lecieć hen tam ku gwiazdom
i na księżycu odbijać swój ślad
taką mi wiosno jesteś nadzieją
że aż się zima topi zdumiona
bo jeszcze walczę chcąc zdusić niemoc
bezsiłę własnych ramion pokonać