O parzeniu kawy albo o wszechświatach równoległych
i zanim zacznę
zajmować się
sprawami tego dnia,
włączam ekspres
patrząc uważnie,
jak filiżanka napełnia się
czarnym płynem.
To wtedy właśnie
zastanawiam się,
kim będę dzisiaj.
Wariantów mam kilka,
z czego niektóre
nie kończą się dobrze.
Niektóre w ogóle
nie mają końca,
inne zaś usychają,
w czystej teorii
jako zbyt odważne.
W kuchni tyka
wskazówka zegara
na tyle głośno,
że w moich myślach
łączy się z rzeczonymi
wariantami zdarzeń:
tak i tak, tak i tak.
Wychodząc z kuchni
uśmiecham się
zawadiacko.