Na koniec
przez zatrzaśnięte serca drzwi,
przez ciemność, której nie przebije promień,
przyjdziesz kiedyś do mnie, Panie, Ty.
Otworzysz oczy, by były widzeniem
jasnym, które nie zna najmniejszego cienia,
serce przebijesz światłem spojrzenia,
które ciemność gasi miłości płomieniem.
Wypełnisz każdą pustkę nasyceniem
i strach przed Twoim skinieniem uklęknie,
by zniknąć, jak mgła rozwiana tchnieniem...
I wtedy będzie dobrze, i będzie mi pięknie...