Przeznaczenie
przekleństwem,
szczęściem, losem...
Spotkanie Ciebie
nieuniknione było
jak narodziny i śmierć.
Znałam ten dotyk
zanim twoje dłonie
oswoiły moje ciało,
kawałek po kawałku
uwalniając je ze wstydu.
Tak, jeszcze dziś
tracę oddech
na samo wspomnienie
Twoich palców na granicy
ażurowych pończoch
i niewielkiego skrawka
skóry ud.
Zapach pudru Yardley
doskonale współgra
z aksamitem skóry -
to Twoje słowa.
Zawsze wiesz, co mówisz.
Znałam Twój zapach
nim poznały go moje nozdrza.
Na świat pomagała mu przyjść
muślinowa, śnieżnobiała firanka - wprawna jak akuszerka.
Przeciąg wypychał ją z okna Twojego pokoju i niosła go na swoich wątłych ramionach w świat.
To dlatego całe podwórko było wypełnione Twoim zapachem,
gdy przetoczyła się przez nie burza a pioruny biły w piorunochron bez umiaru.
Twój zapach konkurował o przestrzeń z zapachem płatków mydlanych,
gdy ci młodzi, z parteru,
wywieszali na sznurku pieluchy dziecka,
We wtorki na podwórku dominowała woń gołąbków gotowanych,
przez tą rudą spod trójki.
Musiałam czekać na kolejny deszcz i burzę.
Czekałam cierpliwie...
Twój smak też znałam
nim poznały go moje usta.
To były lody waniliowe,
te sprzedawane na kulki,
w budce tuż obok zoo.
Kremowe, słodkie, mleczne.
Przyjemnie rozpływaly się na języku i zawsze ciekły mi po palcach.
Już wtedy wiedziałam,
że kryje się za tym zapowiedź
czegoś więcej.
To przy budce z lodami zobaczyłam Cię po raz pierwszy...
Twoje spojrzenie poznałam na długo przedtem,
zanim spotkały się nasze oczy.
Za każdym razem,
gdy brałam w ręce słoik gryczanego miodu, nie mogłam oderwać od niego wzroku.
Hipnotyczna, płynna głębia brązu
i zatopione w niej promienie słońca,
przelewały się od ściany do ściany, a ja poddawałam się tej głębi,
wyobrażając sobie jak wiele dostarczy mi przyjemności.
Brąz doskonały- głęboki, połyskujący...
Teraz sam rozumiesz,
dlaczego nasze spotkanie
było wyjątkowe.
Wymarzyłam nas.
Mieliśmy się spotkać ...
Szłam po dobrze znanych śladach
mój Morfeuszu.
Zostawiłeś je dla mnie celowo, czyż nie?