X

Logowanie



Zapomiałaś/eś hasła? Przejdź do procedury resetującej.

H.H przypadki - wszystkie dotychczasowe części

Wiersz Miesiąca Zwycięzca nagrody Wiersz Miesiąca - 2020-08
biały (bez rymów)
2020-08-19 08:51
Ponieważ zazwyczaj staram się serie trzymać razem, a ta konkretna jest rozsypana jak puzzle, w których nie ułożyło się nawet krawędzi, powstał ten potworek, którego będę aktualizowała ,,na bieżąco". (To zdanie to przykład tego, dlaczego nikt nie powinien pokazywać mi zdań złożonych, ponieważ ich zdecydowanie nadużywam)
Wampir w zachwycie I

[Drogi H.H.
Zapraszam Cię
na drobne przyjęcie
w mej rezydencji,
mieszczącej się przy ulicy
Trzech Wiatrów,
pod numerem piątym.
Pragnę jednocześnie wyrazić
szczere kondolencje
związane ze śmiercią twojego ojca.
J.P.]

Wezwano mnie wieczorową porą.
Słońce już zaszło,
a księżyc jeszcze nie wzeszedł.
Pamiętam,
bo uliczne lampy
mieszały się z gwiazdami.
Nie śpieszyłem się.
Powiedziano, że nie muszę.
Moja laska wystukiwała rytm na bruku,
w kolorze niejednorodnym.
Może nawet istniała piosenka,
którą mógłbym zanucić,
do taktu stukania,
ale bardziej przejmowałem się
skrzypieniem lewego kolana.
Miasto było piękne.
Półmrok ukrył niedoskonałości kamienic,
a szum samochodów wyraźnie ucichł.
Atmosfera dziewiętnastowiecznego Londynu
trzepotała na granicach absurdu.
Stanąłem pod odpowiednimi drzwiami.
Ich zielono-rdzawa powierzchnia
przypominała mi mapę.
Z zadumą potarłem brodę,
po czym stuknąłem trzykrotnie
krzemienną gałką
umiejscowioną na czubku mojego podparcia
w sam ich środek.
Otworzył mi nerwowy młody człowiek.
Student zdaje się,
lecz w tej atmosferze,
mógłby być służącym.
Spojrzałem na niego, a on widząc prawą,
uszkodzoną stronę mojej twarzy,
zadrżał.
,,Proszę wejść. Mamy to".
Byłby żałosnym szpiegiem,
bowiem pogłos mógł nieść się
w promieniu trzech przecznic.
Z uśmiechem podałem mu dłoń,
wysłuchując jego nazwiska.
Nie zapadło mi niestety w pamięć,
a może było fałszywe.
Poprowadził mnie przez starą kamienicę,
pełną niedoświetlonych pokoi
i starych mebli.
Z zaciekawieniem dostrzegłem obraz,
lekko podstarzałą kopię tego,
który wisiał u mnie.
To dziwne,
uznałem,
bo namalowała go moja dawna przyjaciółka
i byłem pewien,
że nie została znaną malarką.
Z głębi domu dobiegł mnie
szmer ściszonych rozmów.
Zmierzaliśmy w ich stronę,
a po chwili dołączyliśmy do grona ludzi,
którzy pragnęli zobaczyć powód mojego przybycia.
Leżał, na stole, przykryty białym całunem.
Bez zwłoki,
(o ile pozwolą państwo na taką grę słów)
zbliżyłem się do dzisiejszego gospodarza,
przywitałem się,
uprzejmie,
a on otarł pot z czoła.
Podał mi wolną dłoń i rzekł:
- Cieszę się, że pana widzę.
Odpowiedziałem,
że to spotkanie mi także
sprawia przyjemność.
Odchrząknął, po czym wymówił się,
że powinien już zaczynać.
Przytaknąłem.
Mówił długo.
Z jego przemowy zapamiętałem
jedynie ten krótki fragment:
,,[...] najmądrzejszy spośród was,
powinien poznać przyczynę naszego spotkania.
Udało mi się zdobyć najpiękniejsze dzieło natury.
Istotę Bożą pozbawioną duszy.
Oto martwa natura, o jakiej nie śnił świat.''
Po czym zdarł całun z ludzkiego trupa.
Mężczyzna leżał, nagi i blady.
Jego szyję okręcał sznur,
więc za życia musiał zrazić do siebie
kogoś z wyższych sfer
tej wypaczonej hierarchii.
Z otwartych oczu,
zasnutych już lekko mgiełką,
można było odczytać zdziwienie,
co sugerowało, że stryczek
złamał mu kręgosłup,
zanim doszło do uduszenia.
Powstrzymałem chęć dotknięcia ciała.
Wiedziałem, że jestem wśród nich poważany,
za profesjonalizm,
więc trzymałem się tego,
z uporem niegodnym stoika.
Słuchałem bredni młodych ludzi.
Zdawało się niemal bolesnym,
słuchanie stwierdzeń, że są
,,przerażeni'',
czy ,,pełni odrazy''.
Z kieszeni w płaszczu dobyłem
zabezpieczony skalpel.
Zbliżyłem się do stołu.
Mój gospodarz przełknął głośno ślinę.
Spojrzałem na niego,
wyczekująco,
ale jedynie machnął ręką.
Idiota z koneksjami.
Przesunąłem ostrzem wzdłuż mostka
i dalej,
docierając do krocza.
Wykonałem również prostopadłe cięcia,
na wysokości końca żeber,
przy czym usłyszałem,
jak kilka osób wychodzi,
wyraźnie osłabionych widokiem krwi.
Powstrzymałem chęć prychnięcia.
Marnowanie mojego czasu.
Odciągnąłem skórę, by odsłonić mięśnie.
Zachwycony obserwowałem,
jak bladość ustępowała czerwieni,
przypominając rumienienie się młodej panny.
Ciało było świeże,
więc krew spływała obficie,
pogratulowałem sobie wyboru
czarnego płaszcza i spodni,
dzięki którym nie musiałem
przejmować się jej czerwienią na sobie.
Jeden po drugim wycinałem każdy z muskułów,
odsłaniając kolejne warstwy piękna natury.
Gdy wyjąłem wątrobę
(Tak cudownie śliską jędrną i twardą)
usłyszałem:
- Wystarczy.
Musiałem się z tym zgodzić.
Wystarczy mi już na dziś.
Cisnąłem nożem
w sam środek czoła mojego gospodarza,
a ostrze weszło w czaszkę
jak w masło,
idealnie ostre.
Wywołałem w ten sposób panikę,
ktoś krzyczał,
by wezwano Tępiciela Wampirów,
ale ja spokojnie zaspokoiłem swój głód tym,
co zostało w moim dziele sztuki.
Potem wyszedłem,
wyciągając swoją laskę ze stojaka na parasole,
po czym zanurzyłem się we mgle,
by wrócić, spacerowym krokiem do domu.
Jutro wyślę list do słodkiej córki burmistrza,
która chętne odpowiadała przez ostatnie miesiące,
na moje zaloty.

H.H.


O polowaniu i jego skutkach II

[Drogi H.H
Nie mogę jeść,
nie mogę spać,
wino smakuje jak brudna woda.
Świat nie ma kolorów,
jedzenie smaków.
Sen nie przynosi wytchnienia.
Kiedy, ach kiedy znów się spotkamy?
I. G]

Obudziłem się,
gdy słońce padło na moją twarz,
ukośnymi, ostrymi jak kłamstwa strugami.
Na zewnątrz słyszałem szum samochodów
i towarzyszący im głos ludzi
a nawet gruchanie gołębi,
gniazdujących w szparze między balkonami.
Ciepło nagrzanych moim ciałem prześcieradeł
błagało mnie, bym nie wstawał.
Nie mogłem jednak,
ulec tym prośbom,
zmuszony do wyjścia z domu,
w przeciągu dwudziestu minut.
Wstałem, nagi,
a światło niemal przeszyło
moje blade, wychudzone ciało.
Nałożyłem na siebie czarną koszulę,
kamizelkę i spodnie od garnituru.
Zawiązałem czarne, skórzane buty
i związałem włosy.
Byłem taki stereotypowy.
Gdyby nie to,
że ufano mi,
nigdy nie uchroniłbym się
przed Tępicielami.
Podniosłem wzrok na lustro,
wiszące na ścianie
głównie dla niepoznaki.
Widok pustych ubrań,
jak zwykle uwięził mój wzrok
na dłuższą chwilę.

Spojrzałem na swoją dłoń,
niemal całkowicie białą,
a później na jej brak w odbiciu.
Otrząsnąłem się z zadumy.
Ostatni raz upewniłem się,
że wszystko leży doskonale,
po czym wspierając się ciężko na lasce,
wyszedłem z mieszkania.
Wampiry to stworzenia brudne.
Przypominają lisy,
zapełniając swoje nory szczątkami,
po czym przenosząc się do nowego lokum.
Są samotnikami.
Nie mogą żyć w swoim pobliżu,
tak, aby nie doszło do walki.
Drzwi zamknąłem z szarpnięciem,
żeby się nie zacięły.
Moja sąsiadka wychodziła właśnie,
z uśmiechem i aktówką.
Skinąłem jej głową.
Świat był piękny,
świat był mój.
Na zewnątrz przywitała mnie woń
cynamonu i drożdży
z pobliskiej piekarni.
Ktoś pozdrowił mnie na ulicy,
odpowiedziałem uśmiechem.
Nagłówki gazet w kiosku,
krzyczały.
,,Panika w domu J.P.
Gospodarz martwy,
goście przerażeni.
Nieznany sprawca
zaatakował z premedytacją,
wezwano Łowców Wampirów,
trwają poszukiwania''.
Zapłaciłem za nią
i skierowałem się,
w stronę mojej uczelni.
- Panie profesorze! -
usłyszałem.

Zbliżała się jedna z moich studentek,
wszystkowiedząca D.O.
W jej oczach zobaczyłem coś dziwnego.
- Słucham? -
przybrałem jowialny uśmiech.
Nie na darmo nazywaną ją
moją ulubienicą.
- Znaleziono... -
zaczęła, ale musiała przerwać,
z powodu zadyszki.
- Znaleziono dowody.
Spiąłem się,
ale nie okazałem lęku.
- Dowody?
Czyżby ktoś potwierdził twoją tezę?
Tę o adaptacji wstecznej?
- Nie -
w jej oczach lśnił lęk.
Dopiero teraz się zorientowałem.
- Cóż więc potwierdzili? -
Złapała mnie za rękę.
To było tak niespodziewane,
że zatrzymałem się,
choć byłem dużo silniejszy
i z łatwością mógłbym się wyrwać.
- Jest pan wampirem - szepnęła
Miała okrągłe oczy,
pobladła, niemal przypominając mnie.
Wiatr rozwiał jej włosy.
- Znaleziono... ciała -
kontynuowała,
niemożliwie spokojnym głosem,
sugerującym szok.
- Ciała?
- Pańskie gierki,
prowadzą donikąd
Czekaja na pana.
Łowcy i Tępiciele.
Ledwo wymknęłam się,
żeby pana ostrzec.
Niech pan ucieka -
Błysnęła w moja stronę,
czerwienia wampirzego spojrzenia
i odepchnęła mnie.
- Ty też uciekaj - odpowiedziałem.
Uśmiechnęła się,
ostrym, zębatym uśmiechem.
Pożegnaliśmy się skinieniami głów.
Dwóch łowców rozchodzących się w pokoju

H.H

(Z dopiskami S.M, znalazcy dziennika)

Ptaszek w klatce - H.H przypadki III

[List nie dostarczony, adres niepoprawny, list zatrzymany w dokumentacji Tępicieli Wampirów

Mój drogi H.H.
Gdy tylko usłyszałam, co się stało,
Żałość wypełniła moje serce.
To niemożliwe, abyś był wampirem,
ze wszystkich ludzi,
ty byłeś najczulszy,
najbliższy memu sercu.
Jak to możliwe, że to nieszczęście,
spotkało nas u progu wspólnego życia?

I.G]

Odkąd uciekłem,
sypiałem w tanich hotelach,
a gdy skończyły mi się pieniądze,
zacząłem zaszywać się w stodołach
i opuszczonych budynkach.
Raz przez pomyłkę, wślizgnąłem się do stajni,
płosząc zwierzęta, które wszczęły raban.
(Ponieważ wyczuły wampira
i zareagowały instynktownie
na tak dużego drapieżnika
przyp. S.M)
Na szczęście udało mi się umknąć,
nim przybył właściciel
i zobaczył mnie w tak żałosnym stanie.
Nie mogłem się pożywiać,
by nie zostawić tropów,
a przez to moje oczy
lśniły czerwienią przez cały czas,
a przez skórę zaczęły przebijać
nawet najmniejsze żyłki.
Moja twarz nie była dłużej przystojna,
policzki się zapadły,
blizny stały się jeszcze wyraźniejsze,
sprawiając, że prawa strona mojej twarzy,
zdawała się odarta ze skóry.
Cienie pod oczami były czarne jak inkaust.
Teraz nikt nie miałby wątpliwości,
co do tego, kim jestem.
Straciłem laskę
i musiałem podpierać się na znaleźnym kosturze.
Gdy brakło mi już sił
i upadłem na poboczu,
składając głowę na trawie,
by zasnąć lub umrzeć,
podeszła do mnie elegancka para.
Mąciło mi się w głowie,
wypełniając spojrzenie blaknącymi wizjami,
lecz udało mi się dostrzec ich bladą skórę
i ciemne ubrania.
Podnieśli mnie za ręce,
jakbym nic nie ważył,
co mogło być bliskie prawdy.
Mężczyzna przerzucił mnie przez ramię,
zupełnie jak zwierzynę.
Nie martwiłem się tym,
że mogą mnie zabić.
Byłem już w agonalnym stanie.
Przed oczami zamknęła mi się ciemność,
przypominając zaćmienie księżyca.
Kiedy się obudziłem,
leżałem wśród białych,
czystych prześcieradeł.
Oświetlenie było przytłumione,
zapewne, by nie ranić podrażnionych oczu.
Na nadgarstkach miałem
zaciśnięte srebrne kajdanki,
które wybrano ze znawstwem,
a skórę pod nimi
ktoś łaskawie zabandażował.
Nie mogłem mieć pewności, czy szarpałem się,
rozrywając delikatną tkankę,
czy też mój gospodarz zrobił to z przezorności,
wiedząc, że mogę to zrobić.
Powoli powiodłem spojrzeniem
od nadgarstków do zgięcia łokcia,
w które miałem wbitą kroplówkę.
Na moje oko nie było to nic,
co mogłoby mi zaszkodzić,
ot zwykłe składniki odżywcze.
Wsłuchałem się w swój organizm,
by wykryć wszelkie uszczerbki.
Oprócz skrajnego niedożywienia,
ćmiło mi w czaszce - rzecz charakterystyczna,
dla leków przeciwbólowych,
które ktoś podał nieumiejętnie.
Nie byłem w stanie ponownie ruszyć w drogę,
nie mówiąc już o zerwaniu kajdanek.
Przyjrzałem się uważniej pomieszczeniu,
w którym przebywałem.
Nagie ściany pomalowano jednolitym,
szaro-beżowym kolorem,
a sufit pokryto zimniejszą barwą,
przez co tworzyły dziwny dysonans.
Dwie duże białe szafy stały po mojej prawej stronie,
naprzeciwko okna.
Możliwe, że położono mnie w gościnnej sypialni.
Widok za oknem o niczym mi nie mówił.
Łąki, zagajniki rzeka w oddali,
niskie wzgórza i liczne drzewa owocowe.
Wszystko to wskazywało dom na odludziu.
W pokoju słychać było bzyczene muchy
i powolne kręcenie się wentylatora.
Pachniało świeżym praniem i drewnem.
- Obudziłeś się -stwierdził męski głos,
którego źródło było poza moim polem widzenia.
Mężczyzna zbliżył się,
tak, że mogłem dostrzec go kątem oka.
- Owszem - rzuciłem, by zagaić rozmowę,
na jego twarzy pojawił się dziwny wyraz.

H.H

Łowca - H.H przypadki IV

[Szanowny profesorze
Choć nadal nie udało mi się
udowodnić mojej teorii,
wiedzie mi się dobrze,
w moim bezpiecznym domu,
którego lokalizacja,
musi pozostać tajemnicą.
Prawdopodobnie…
W ciągu tego roku poślubię człowieka
wybranego przez matkę.
Nie kocham go,
lecz jest to kwestia
finansowo-polityczna.

D.O

PS Możliwość zwracania się do pana po imieniu,
byłaby dla mnie olbrzymim zaszczytem.]


Mężczyzna był postawny,
a jego mięśnie sprawiały,
że wyglądałem przy nim jak dziecko.
(Gdybyśmy byli ptakami,
on przypominałby kruka,
a ja kosa)
Nic dziwnego,
że podniósł mnie z taką łatwością,
bo choć był ode mnie
( prawdopodobnie) niższy,

to jednak solidniej zbudowany.
Jego odsłonięte ramiona,
pokrywały tatuaże,
wyglądające, jakby ktoś
zrobił je zwykłą grubą igłą,

- Jesteś głodny? - zapytał,
całkowicie spokojnie.
Zastanowiłem się,
czy będę w stanie
utrzymać w sobie ludzkie jedzenie.
Zaprzeczyłem,
czując jak skręca mi się żołądek.

- Jasne, wcale nie patrzysz mi na tętnicę,
jak wielkookie szczenię na mięso.
Nie okazałem przerażenia,
wiedząc, że jestem bezsilny.
Przycisnął mnie olbrzymią dłonią,
naciskając na mostek
i sprawiając, że oddychanie stało się bolesne.
- Teraz cię nakarmię,
a ty nie próbuj żadnych sztuczek,
bo poderżnę ci gardło, jasne?
- Oczywiście - zgodziłem się,
wiedząc, że po długiej głodówce,
trzeba zaczynać od małych porcji.
Bałem się jednak,
że to jednorazowa oferta.
Kiedy mężczyzna przyłożył nóż
do swojego przedramienia,
coś mnie tchnęło.
- Zaczekaj - szepnąłem,
zaschniętymi wargami.
Spojrzał na mnie,
podnosząc brew.
- Nie chcesz jeść?
- Chcę - przyznałem, pokonany.
Rozciął rękę,
niezbyt głęboko,
tak, by krew popłynęła małym strumykiem.

Ty, który czytasz ten dziennik,
wiedz, że byłem równie wygłodniały,
co przerażony
po kilkutygodniowej tułaczce.
Proszę, byś nie odrzucał go z obrzydzeniem,
ani nie uznawał mnie za zwierzę.
Nie proszę o przebaczenie,
bo nie ma tu mojej winy,
a jedynie o zrozumienie.

Na widok krwi moje oczy się zaświeciły.
Otworzyłem odrobinę szczęki,
tak jak to robią węże,
by cząsteczki mogły
osiąść na podniebieniu.
Możliwe, że mężczyzna
zwątpił w tym momencie
w swoją odwagę.
Musiałem wyglądnąć przerażająco,
zwłaszcza ze względu na mój stan.
Z łatwością wyrwałem dłoń z kajdanek,
nie przejmując się zgrzytem,
z jakim srebro pękło.
Pociągnąłem mężczyznę
i przyszpiliłem do łóżka,
unieruchamiając ho całą wampirzą siłą,
jaką mogłem z siebie wykrzesać,
Uwolniłem feromony,
sprawiając, że przestał się szarpać.
Oto idealny Łowca i jego Zwierzyna,
zamrożeni w momencie.
Oboje mieliśmy rozszerzone źrenice,
ja, dzięki bliskiemu finałowi Łowów,
on z przerażenia.
Dla postronnych mogliśmy
wyglądać jak kochankowie,
ale to nie wargi,
ani nic poniżej pasa
mnie interesowało.
Zniżyłem głowę do jego ręki
i pożywiłem się.
Ślina wampirów zawiera
duże stężenie opiorfiny,
dzięki czemu nasi żywiciele
z każdą kolejną chwilą
stają się bardziej ulegli
i nawet jeśli ugryzienie
początkowo powoduje ból,
szybko przestają o tym myśleć,
Wypiłem jedynie odrobinę,
tak, by móc wytrzymać
bez następnego żywienia,
tydzień, lub dwa.

(Wg badań
Komitetu Do Spraw Wampirów
to ok. pięciuset ml
przyp S.M)

Odsunąłem się od mężczyzny,
patrząc z żalem,
jak czynnik gojący zasklepia ranę.
Mężczyzna powoli odzyskiwał pełnię zmysłów,
lecz zanim zdążył zrobić coś głupiego,
do pokoju weszła D.O.

H.H

W jaskini lwa - H.H przypadki V

[Czy widziałeś gdzieś tego człowieka?
[———————————————————————]
Imię, Nazwisko: H.H
Pseudonim: -
Wzrost: Znaczny
Cera: Bardzo blada
Włosy: ciemne
Cechy charakterystyczne: Znaczne blizny na prawej stronie twarzy, chodzi o lasce.
Zalecamy nie zbliżać się do wampira, a jedynie zadzwonić na numer Urzędu do Spraw Likwidacji Stworzeń Okołoludzkich: XXX XXX XXX
Ostatnio widziany w : XXX
Podpisane:
Najwyższy Przywódca Rady do Spraw Stosunków Międzygatunkowych:
Komandor F.J]


Zastanawiałem się,
co poczuła D.O, widząc mnie ponownie.
Ulgę? Gniew? Strach?
Jej twarz nie wyrażała niczego.
Na ramieniu trzymała ubrania,
które położyła na krześle,
stojącym przy białym biurku.
Wyraziła nadzieję na moje dobre samopoczucie,
ale nie patrzyła mi w oczy.
Mówiła spokojnie, jakbym nie siedział półnagi,
z jej znajomym leżącym na łóżku.
Podeszła do mnie
i cmoknęła mnie w policzek.
,,Mogło się zdarzyć,
że się za panem stęskniłam, profesorze”.
szepnęła, oddalając się.
Mężczyzna zerwał się i pobiegł za nią.
Podniosłem się i przyodziałem.
Ubranie nie należało do mnie,
było zbyt nowe na to,
by ktokolwiek je ubrał,
ale ktoś idealnie dobrał rozmiar.
Czarny materiał garnituru
był wysokiej jakości, matowy,
zupełnie taki sam,
jak ten noszony przeze mnie.
Nawet znalazłem ukrytą kieszeń,
którą zwykle sam wszywałem.
Wyszedłem z pokoju,
zamykając za sobą drzwi.
Moje bose stopy
nie wydawały żadnego dźwięku,
gdy zatapiały się w długowłosym dywanie,
barwy wina.
Jasna tapeta z motywem drobnych liści
ciągnęła się od podłogi,
aż po pomalowany na biało sufit.
Na ścianach wisiało kilka obrazów,
przedstawiających krajobrazy gór.
Oprócz sypialni dla gości,
na piętrze znajdowały się
jeszcze dwa pomieszczenia
Prawdopodobnie jednym z nich
była główna sypialnia.
Przeznaczenia drugiego nie mogłem się domyślić.
Z parteru dobiegały dźwięki
typowe dla ludzkiego życia.
kilka głosów mieszało się w rozmowie
i choć nie mogłem jeszcze rozpoznać słów,
byłem pewien, że to D.O i jakaś inna kobieta.
Skierowałem się ku nim,
uważając, by nie potknąć się
o dywaniki położone na schodach
z jakiegoś niezrozumiałego powodu.
Parter był urządzony minimalistycznie.
Kuchnia połączona z jadalnią,
gdzie jedyną granicę stanowił blat,
a ściany pokrywały pastelowe kolory,
oraz salon, gdzie główną ścianę zajmował kominek,
w którym zamiast wkładu, lub drwa,
umieszczono grube świece.
Stały tam wygodne, niebrudzące się fotele,
oraz sofa z tego samego materiału.
Właśnie tam, tuż obok okna,
stała D.O i rudowłosa,
wysoka kobieta,
o surowym wyrazie twarzy.
Podszedłem do nich,
skinąwszy głową mojej uczennicy.
Kobieta przywitała mnie jedynie suchym
,,Profesorze”
Poprosiłem, by zwracała się do mnie po imieniu,
ale wydawała się to ignorować,
zbyt wpatrzona w moje blizny.
Ująłem jej szczupłe palce,
a ona zdawała się otrząsnąć z szoku.
Przedstawiła się jako J.O, matka D.
Jej ton sugerował, że nie pała do mnie sympatią.
Wybrałem więc najlepszy z moich uśmiechów
i nałożyłem go jak płaszcz.
,,To zaszczyt panią poznać.
Wydaje mi się, że pani córka
odziedziczyła błyskotliwość po pani”
puściłem jej dłoń,
a ona posłała mi niechętny uśmiech.
Zasugerowała, że wydaję się
zbyt uprzejmy na nasze czasy.
Odwróciłem wzrok,
wiedząc, że wywoła to matczyne uczucia.
W tym momencie do pokoju wszedł mężczyzna,
niższy ode mnie o półtorej głowy,
opalony i blondwłosy.
Zostałem ponownie przedstawiony,
a on uścisnął mi dłoń,
o tą niezbędną,
by przekazać podejrzliwość,
odrobinę.
Zapytał, czy będę obecny na ślubie,
co J natychmiast potwierdziła.
Wydawała się niemal oburzona jego pytaniem.
D przewróciła oczami i pociągnęła mnie do kuchni.
podpowiedziała mi wymówkę do pozbycia się
niezbyt przyjemnego towarzystwa jej rodziców,
mówiąc, że muszę być spragniony.
Przytaknąłem, łapiąc w lot, o co jej chodzi.
Podążyłem za nią,
obserwując jej napięte plecy.
Gdy tylko weszliśmy do kuchni,
powiedziała, że wychodzi dziś za mąż
i, nie pozwalając mi zabrać głosu,
wyszeptała:
,,Mój narzeczony wie o mojej chorobie,
to on pana nakarmił.
Nie kocham go,
ale to dobry człowiek”.
Jej oblicze równie dobrze,
mogło być wykute z lodu.
Zastanawiałem się,
czy to, że jest niechętna małżeństwu,
wiąże się z tym człowiekiem,
czy samą ideą.
Przerwałem rozmyślania,
gdy podała mi lekko wyszczerbioną szklankę.
Rysa była niewielka,
jakby ktoś uderzył szklanką o inne naczynie.
Uśmiechnąłem się z wdzięcznością,
po czym zamoczyłem usta.
Woda tutaj była dziwnie słodka,
jakby coś do niej dodawano.
Cały dom był właśnie taki.
Coś z nim było nie tak,
był kompletnie nie w stylu D.O.

H.H

Wampirzy Bal - H.H przypadki VI

[Szanowna pani D.N.

Pragnę wyrazić szczerą nadzieję, że pomimo drobnego incydentu, pani wesele się jednak udało. Zarówno my, jak i Urząd do Spraw Likwidacji Stworzeń Okołoludzkich gwarantujemy, że sprawa nie zostanie rozgłośniona, co mogłoby źle wpłynąć na kondycję wizerunku Pani rodziny.

Z wyrazami szacunku

Najwyższy Przywódca Rady do Spraw Stosunków Międzygatunkowych:
Komandor F.J.]

Ogród był piękny.
Trawnik starannie przystrzyżono,
a liczne krzewy róż i lilii,
zdawały się być u szczytu kwitnienia.
Ich kwiaty lśniły nieskazitelną bielą,
nasyconym oranżem i żółcią,
a nawet szmaragdowym błękitem.
Altanka, a raczej otwarty namiot,
był rażąco biały,
odcinając się od ciemniejszych krzewów.
Stałem na wysypanej kamykami alejce,
obserwując D.O,
stojącej pod ramię z mężczyzną,
którego przed chwilą poślubiła.
Ceremonia była cywilna,
dzięki czemu nie musiałem
cierpieć w obecności krucyfiksów.
Urzędniczka wydawała się
w jakiś sposób skoligacona z J.O,
choć nie byłem pewien
stopnia pokrewieństwa.
Szczerze mówiąc,
a słowa te ciężko przechodzą
mi przez gardło,
przez co przekreślam je co chwilę,
tego wieczoru patrzyłem tylko na D.O.
Jej sukni nie projektował nikt znany,
nie byłą bezą, ani nazbyt skromna.
To był mundur, naprawdę.
Materiał nie błyszczał,
był całkowicie matowy,
w tym szczególnym
odcieniu stłumionej bieli,
która nie podkreślała bladości skóry.
Każde złote naszycie
i każdy czerwony kamień,
sprawiały, że czuło się
instynktowny szacunek,
choć D. nie była
bardziej niebezpieczna niż kocię…
Przynajmniej z mojej perspektywy.
Byłem w końcu jednym
ze starszych wampirów,
nie młodziakiem,
który dostaje poparzeń słonecznych
z byle powodu.
Uśmiechała się, tym szczerym,
niemal dziecinnym uśmiechem,
który zastępował jej wyraz tryumfu.
Może mówiła prawdę,
nie kochała tego człowieka,
ale zdążyła go polubić.
Oparłem się lepiej na lasce,
którą podarował mi mąż D.O.,
a obecnie D.N
Była odrobinę za długa,
więc jednak przestraszyłem go
swoim wzrostem
i chwilową utratą kontroli.
Minęło kilka tygodni,
od kiedy pojawiłem się w tym domu
i obserwowałem jak L.N.
zyskuje sympatię mojej uczennicy.
Uwodził ją drobnymi głupstwami,
cytował poezję, a ona się odgryzała.
To było takie w jej stylu,
że aż ściskało mi się moje wyschłe serce.
Goście tłoczyli się,
szepcząc o jej pięknie,
jakby nie znudzili się już,
po tym jak obmówili ceremonię i wystrój.
Gdy rozpoczął się pierwszy taniec,
wreszcie wszyscy zamilkli.
D.N. poruszała się jak woda.
Każdy jej ruch miał cel,
był płynną linią gracji i siły.
L. był bardziej kanciasty,
lecz musiałem przyznać,
że był całkiem dobrym tancerzem.
Przetańczyli połowę walca,
zanim dołączyły pozostałe pary.
J.O mignęła mi w tłumie,
prowadzona przez męża.
Złożyłem pokłon przed jedną,
z absurdalnie licznych ciotek D.
Ująłem jej dłoń
i pewnie poprowadziłem do tańca.
Nie na takich balach bywałem,
za dawnych dobrych czasów.
Gdy tylko zbliżyliśmy się do pary młodej,
a muzyka zmieniła z walca
w coś odrobinę szybszego,
klepnąłem w ramię pana młodego,
z dużą satysfakcją sycząc ,,Odbijamy”.
D.O w moich ramionach
nie zachwiała się nawet w krokach.
Była urodzoną tancerką,
która instynktownie wyczuwała rytm.
Możliwe, że byliśmy
najlepszą parą na parkiecie,
Możliwe, że oczy babek i ciotek
były wbite w moje plecy,
ale w tym jednym momencie
byłem szczęśliwy.
Z doświadczenia wiedziałem,
że za każdy okruch radości
trzeba zapłacić morzem bólu.
Ostatnio, kiedy tak dobrze się bawiłem,
zostałem przemieniony,
co nie obyło się
bez dalekosiężnych konsekwencji.
Straciłem…
Straciłem więcej niż byłem w stanie oddać.
Oszalałem, a kiedy wróciły zmysły,
niewiele zostało z mojego ludzkiego ,,ja”.
D.O… D.N oparła głowę na moim ramieniu.
Muzyka znów się zmieniła,
w coś wolnego i na pozór
pozbawionego kroków.
L. Odbił mi ją po chwili,
ale niemal tego nie zauważyłem.
Podszedłem do swojego miejsca przy stole,
u prawej ręki młodej pary
i zamknąłem oczy.
Coś było nie w porządku.
Powietrze smakowało
większą ilością osób niż mnie otaczała,
a w dodatku smakowało niewłaściwie.
Przerażeniem, napięciem, adrenaliną.
To nie były zapachy ,,szczęścia”,
a ,,polowania”.
kiedy jednak omiotłem spojrzeniem ogród,
nie dostrzegłem nic,
co wzbudziłoby moje podejrzenie.
Na moim ramieniu wylądował ciepła dłoń J.
,,Czy coś się stało, H?”
zapytała mnie,
a w jej głosie nie było niepokoju.
Skłamałem, że dopadły mnie myśli
na temat roku szkolnego.
to była moja ulubiona wymówka,
każdy po jej usłyszeniu
tracił zainteresowanie.
Tak też było z J.
Odwróciła wzrok na D. i obserwowała ją
z czymś dziwnym na twarzy.
To nie byłą czułość,
a przynajmniej nie od razu.
Na początku mignęło
jedynie wyrachowanie.
Państwo N. w końcu zeszli z parkietu,
by pokroić olbrzymi biały tort,
który przystrojono niebieskimi
cukrowymi różyczkami.
W momencie, w którym nóż
zanurzył się w cieście,
rozległ się strzał.
Początkowo nie zorientowałem się,
kto był celem,
ponieważ nikt nie przewrócił się,
nie upadł, nie wrzasnął.
Dopiero po chwili poczułem
rozdzierający ból w piersi,
kilka centymetrów od punktu witalnego.
Sapnąłem i podniosłem się,
zataczając się jak pijany.
Kiedy jednak postąpiłem krok,
spotkał mnie krucyfiks,
który podstawiono mi pod twarz.
Syknąłem boleśnie,
bo srebrna kula parzyła moje ciało,
a srebrny krzyż duszę.
(O ile założy się,
że istoty takie jak ja ją mają)
Upadłem na plecy,
czując jak szkło wbija mi się w skórę.
Czy upuściłem kieliszek?
To taka piękna weselna tradycja.
Podniosłem spojrzenie,
choć czułem się jak naćpany.
Wszystko rozpływało się,
gdy traciłem przytomność.
ostatnim, co zapamiętałem,
były podnoszące mnie brutalnie ręce
i przerażone oczy D.

H.H

Triumf Zwierzyny- przypadki H.H VII

[Każdy chętny by zobaczyć śmierć wampira, powinien najpierw zastanowić się nad tym, co mogą czuć bliscy zarażonego, gdy społeczeństwo domaga się publicznej egzekucji. Z poszanowania dla oskarżonego i jego rodziny, utylizacja odbędzie się w miejscu do tego przeznaczonym, jedynie w obecności przedstawiciela Urzędu do Spraw Likwidacji Stworzeń Okołoludzkich

Podpisano:

Najwyższy Przywódca Rady do Spraw Stosunków Międzygatunkowych:
Komandor F.J.]

Kajdany, którymi mnie skuto,
na darmo można było nazwać zdrobnieniem.
Wykonano je ze srebra wysokiej próby,
które parzyło sama swą bliskością.
Dodatkowo wyryto na nich tysiące krzyży,
wszelkich kształtów i pochodzenia,
które jedynie potęgowały moje cierpienie.
Ciężkie, bydle jarzmo,
zwieszało mój kark ku ziemi,
jednocześnie na podobieństwo dybów,
unosząc moje nadgarstki.
Odebrano mi ubranie,
a nawet wisiorek
z puklem włosów mej matki.
Ubrano mnie jedynie w cienkie jak papier
i nieprzyjemne w dotyku spodnie.
Zamknięto mnie w pustej celi,
pozbawionej nawet koca,
z obrzydliwym odpływem na środku
i podłogą nachyloną w jego kierunku.
Nie była pod dużym kątem,
ale wystarczającym,
by moje zmysły wariowały.
Ściany wyłożone białymi płytkami,
których rzędy były idealnie równe,
oprócz jednego miejsca,
gdzie cała kolumna
była przesunięta o pół płytki,
przez co moje oczy traciły ostrość widzenia.
Nie miałem na czym zawiesić wzroku,
prócz palców moich stóp,
co znudziło mi się po kilku sekundach.
Powietrze smakowało chemiczną cytryną,
która wgryzała się w moje nozdrza.
Skurcz złapał moje przedramiona,
szybciej niż się spodziewałem,
po niecałej godzinie,
a zamarł po około dwudziestu,
gdy straciłem czucie.
Nikt nie przyszedł,
by zakłócić mój spokój.
Głodowałem,
lecz mój głód nie był istotny,
gdy tonąłem we własnym umyśle.
Śniłem na jawie.
Mój mózg podpowiadał mi rzeczy,
które były niemożliwe.
Z odpływu podnosiła się czarna powódź,
która zalepiała moje nozdrza i oczy,
polowałem, zalecałem się do słodkiej D.,
choć równie dobrze mogła to być I.,
karmiłem się do syta,
lub tańczyłem z B.,
która po chwili wgryzała się w mój kark,
gotowa mnie przemienić,
a ja mogłem jedynie ulec,
upojony zapachem jej ciała.
I wszędzie były róże.
Niebieskie jak oczy D.
czerwone jak jej wargi
i białe jak jej dłonie.
Byłem zanurzony po pierś
w słodko pachnących pąkach,
łodygach kaleczących mą skórę.
Na ranach osiadała rosa,
która spływała, zabarwiona różem.
Nagły ruch zwrócił moją uwagę.
,,D? Co ty tu robisz?”
Nie odpowiedziała mi, jedynie się uśmiechając.
Patrzyłem na nią,
jak na najpiękniejszy obrazek.
Z moich oczu spływały łzy,
zostawiając lepkie uczucie na skórze.
Chciałem wyryć jej widok na powiekach,
by był ostatnim, co zobaczę.
Srebro rozpadło się na mnie,
uwalniając ręce i pozwalając mi unieść głowę.
Zanurzyłem palce we własnej krwi
i zacząłem pisać na ścianie wymierzone,
gorzkie słowa.
Kiedy skończyłem,
usiadłem obok jej wizji i zamknąłem oczy.
Kiedy po mnie przyszli,
byli przerażeni.
Założyli mi obrożę
i poprowadzili jak wściekłe zwierzę.
Nie opierałem się im,
gdy D. splotła ze mną swe widmowe palce.
korytarz niewiele się różnił od celi.
Białe płytki na ścianach i suficie,
białe kafelki na podłodze,
oświetlenie zbyt jasne,
by cokolwiek się skryło.
Za każdym razem,
gdy pojawiał się zakręt,
wskazywano mi go szarpnięciem.
Upadłem kilkakrotnie,
gdy zesztywniałe kończyny
odmówiły mi posłuszeństwa.
Wprowadzono mnie do pomieszczenia,
które znacznie odbiegało stylem od reszty.
Owszem, nadal było całe w płytkach,
lecz tym razem czarnych.
Światło było stłumione, ciepłe,
Pachniało…
Pachniało strachem, śmiercią, wampirami.
Trzynaście zamaskowanych postaci,
trzymało broń na widoku.
Żadna z nich nie była człowiekiem,
założyłbym się o głowę,
gdyby moje życie nie było nic warte.
D. rozpłynęła się w powietrzu,
gdy pluton egzekucyjny zastąpił strażników.
Odczytano moje liczne zarzuty,
po czym skazano mnie na rozstrzelanie.
Zapytano mnie, czy mam jakieś ostatnie słowa.
Spojrzałem na tego, który przemawiał.
,, Miałem je przygotowane,
napisałem je w mojej celi,
ale jeśli mam być szczery,
to teraz wolałbym wypowiedzieć inne”
Nakazano mi to zrobić.
,,Jeśli macie strzelać,
nie rońcie łez,
by nie zmoczyć cięciwy”.
Zasłonięto mi oczy.
Zapadła minuta absolutnej ciszy,
po której rozległ się huk czternastu wystrzałów.

Słowa napisane przez H.H

,,Oto wchodzę na szafot moich kłamstw,
błogosławieni w blasku prawdy,
błogosławieni, którym nikt nie odebrał niewinności,
me słowa i mą historię zostawiam światu,
na rozszarpanie przez wasze kły,
na grób mój nie kładźcie kwiatów,
prócz róż błękitnych jak niebo”
Tutaj muzyka pojawi się jak ją zmontuję, bo na razie mam niechcieja. Jak tak patrzę na tą serię, to wiecie co? Będzie około dwudziestu części (jeśli wszystkie zrealizuję).
autor

Ocena wiersza

Wiersz został oceniony
3 razy

Oceny tego wiersza są jeszcze niewidoczne, będą dostępne dopiero po otrzymaniu 5-ciu ocen.

Zaloguj się, aby móc dodać ocenę wiersza.





Komentarze

Kolor wiersza: zielony


Zaloguj się, aby móc dodać komentarz.


E. Chmurka
E. Chmurka
2020-09-05
Gratulacje ;)
Naprawdę się napracowałaś, bardzo zasłużona nagroda ;)


Meyling Nall
2020-09-05
Dziękuję :)

Marek Żak
Marek Żak
2020-09-04
Gratulacje:))


Meyling Nall
2020-09-04
Dziękuję :))

Anuk
Anuk
2020-09-04
Gratulacje!


Meyling Nall
2020-09-04
Dziękuję :)

Chris<sup>(*)</sup>
Chris(*)
2020-08-27
Witaj Meyling. Ten fragment o ilości krwi w ml to majstersztyk. Sam tekst oryginalny i trudno przejść obok niego obojętnie. Pozwól że dorzucę też swój głosik. Jednocześnie "Mortal Kombat" wciąż trwa, powodzenia!

https://youtu.be/_axnJ24JgrM

;)



Chris<sup>(*)</sup>
2020-09-04
Gratulacje Meyling! Można rzec że w nowy rok szkolny wchodzisz jako Zwycięzca :) To dobra wróżba. A tak poza tym: nie bierz tam jeńców ;)

Meyling Nall
2020-08-28
Dziękuję za komentarz i za głos.
PS Jak zwykle ,,filmik" genialny.

Vaervari
Vaervari
2020-08-21
Co najmniej dwie literówki i to tyle w temacie mankamentów. Tekst wart pochylenia się nad nim przy akompaniamencie, chociażby adekwatnej muzyki z "jutuba", od razu coś przygrywa z tyłu głowy.
Dwadzieścia części brzmi imponująco, nie wydaje mi się jednak, by przebrnięcie przez tę historię było męką. Ba, zachęca do oczekiwania na kontynuację.
Bez dwóch zdań oddaję głosik.


Meyling Nall
2020-08-22
Dziękuję za wskazanie błędów (których nie będę mogła na razie poprawić) i za głos :)

Iks Weli
Iks Weli
2020-08-19
Znowu się wciągnąłem :) Nadal mi się podoba i nadal czuję posmak niedosytu, jakby było więcej treści niż jej tu zapisano... Ciężka Cię praca czeka, Meyling Nall, jeśli zechcesz, a mam nadzieję, że tak, wzmocnić to, rozbudowując historię H.H. w większą, wielgachną falę, na którą już czekam z niecierpliwością? Mój głos masz :)


Meyling Nall
2020-08-20
Fala będzie, a na razie wąski strumyczek. Cóż jastrząb krąży gdzieś nade mną, ale nie chce przysiąść. Teraz, kiedy nie mam już H., poruszę inne pionki i ich perspektywy.
Dziękuję za głos :)

Kornel Passer
Kornel Passer
2020-08-19
Dzięki!


Meyling Nall
2020-08-19
:)

Salymon
Salymon
2020-08-19
No i zagłosowane :)


Meyling Nall
2020-08-19
Dziękuję :)


Pokaż mniej


X

Napisz powód zgłoszenia komentarza do moderacji

X

Napisz powód zgłoszenia wiersza do moderacji

 

x
Polityka plików cookies

Nasza strona korzysta z plików cookies. Używamy ich w celu poprawy jakości świadczonych przez nas usług. Jeżeli nie wyrażasz na to zgody, możesz zmienić ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji na temat wykorzystywanych przez nas informacji zapisywanych w plikach cookies znajdziesz w polityce plików cookies. Czytaj więcej.

Klauzula Informacyjna

Szanowni Użytkownicy

Od 25 maja 2018 roku w Unii Europejskiej obowiązuje nowa regulacja dotycząca ochrony danych osobowych – RODO, czyli Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych).

W praktyce Internauci otrzymują większą kontrolę nad swoimi danymi osobowymi.

O tym kto jest Administratorem Państwa danych osobowych, jak je przetwarzamy oraz chronimy można przeczytać klikając link umieszczony w dolnej części komunikatu lub po zamknięciu okienka link "Polityka Prywatności" widoczny zawsze na dole strony.

Dokument Polityka Prywatności stanowi integralny załącznik do Regulaminu.

Czytaj treść polityki prywatności