Dziewczyna z tartaku... (01)
Dorota Katende
z cyklu kobiece pikotki...
W głębi starych słojów zasuszona w atramentowej kaligrafii zwietrzała naftalina,
bez mocy odurzania.
Życie zwinięte w kokon wspomnień wyrywa zastygłe belki z oka,
a kłamstwa i zaniechania na wskroś wbija w nie jej skórę.
Nieprawda wciska się w prawdę, nie naruszając chirońskiej atmosfery wnętrza.
Zwyczajna atrapa zafoliowana w karmazynowy bieg arterii.
Jesteś mapą bez legendy szepczą szeptunki,
a ich śpiewna lamentacja plastrem na twe rozgrzeszenie.
Za mgłą zbierają rosnące dziko czarcie żebro, aby jej nagość od zła okadzić.
Wnętrze krzyczy z czeluści zaschniętych wiśniowych skrzepów.
Kiedyś był tam sad i myśli rodziły owoce,
dzisiaj tylko spopielałe korniki sypią trociny ze zbutwiałych szuflad.
Rzygają niestrawionym nakrajanym głodem.
Ile jeszcze poranków zamglonych,
wypełnionych chęcią dzikiej zemsty otworzysz?
Ile nocy nieotwartych pozostanie do wynurzenia,
ile zaćmień Księżyca zamkniesz w łusce oka?
Ile niewidomych pereł z wyżartymi źrenicami nie ujrzy zbawienia?
Jeszcze się miotasz pośród szuflad kryjących słoje sfermentowanych przetworów,
próbujesz poszukać wytrychów do miejsc nieskażonych.
Jeszcze zakrywasz sumienie mgielną woalką,
i pastwisk doglądasz i patrzysz skosem...