Pieśń dnia powszedniego
Za upusty, rabaty, którym nie masz miary.
Za półki, witryny wypchane po brzegi,
Za postój darmowy czy maj albo śniegi.
Ogarnąć cię trudno, wszędy pełno ciebie:
w gazetkach, reklamie, telewizji, web-ie.
Pragniesz mych wizyt, otwierasz podwoje,
By do skarbczyka wpadło to, co było moje.
Tyś dom swój zbudował, tu na gołej ziemi
I pokryłeś regały dobrami znacznemi.
Wraz ze ściśniętym sercem napis - Witamy,
By ofiarę złożyć, próg twój przekraczamy.
Tyś panem jest czasu przez długie godziny,
Gdy z nadzieją płoną na ceny patrzymy.
Za twoim rozkazem towary znikają,
A potem znienacka droższe się zjawiają.
Lecz i one złożone w wielkiej mądrości,
Upiększasz tańszymi, z oznaką starości.
Tobie z twej woli rolnik plony zwozi,
Których smak czasem w reklamie nas zwodzi.
Wina przepyszne, mięsiwa rozmaite dawasz,
Których kolorem sztuczno wzrok napawasz.
Słowem, z rąk twych czeka wszelkiej żywności,
Stworzenie z portfelem sporej wartości.
Obdarzaj nas, póki raczysz, łaskami swemi,
Póki Polak pokorny i pozbawion premii,
Ze spuszczoną głową - czy Marian, czy Józek,
Z Grunwaldu, z 'tej ziemi', niemiecki pcha wózek.