*** (Dawno temu...)
zabierał mnie na grzyby, dni
były dłuższe i cieplejsze, a las pachniał
tak samo mocno, jak ilustracje
w książce o poszukiwaczach skarbów.
Szybko nauczyłem się wybierać
dobry kij. Nie służył do podpierania,
lecz można było nim odgarnąć liście
w niedostępnych chaszczach. Sójka
wyglądała tak samo jak dziś,
ale jej krzyku nie brałem wtedy
za ostrzeżenie. Któż by się przejmował
śmiercią albo spaloną Ziemią,
gdy jaskrawe kapelusze kozaków
(tak nazywaliśmy koźlarza czerwonego)
obwieszczały zwycięstwo,
o ileż lepiej, niż późniejsze oklaski
czcicieli karier i punktów
zdobywanych za kolejne szczeble
drabiny wiodącej na strych manekinów
ubranych w drogie garnitury.