Śmierć albo herbatniki
zjawia się znienacka na błyszczącym
motocyklu. Nie zawsze też
przebiera się w powłóczystą szatę
długiej choroby. Czasem
po prostu staje obok, jak nudna,
niezbyt lubiana ciotka
z dalszej rodziny. Patrzy uporczywie,
ale bez specjalnej chęci
na rozmowę. Jej uważne spojrzenie
nie ma w sobie nic z zaczepki,
czy pytania. Jej pewność siebie
i ledwie widoczna wzgarda,
przypominają twarz pani od historii
na egzaminie maturalnym.
Nie da się jej pozbyć, ani udawać,
że nie istnieje. Zagadać?
Można próbować, ale powodzenia
nie gwarantuję. Gdy noc blisko,
daje się o niej zapomnieć
skupiając myśli na czymś budującym,
choćby to była tylko budowla
z maślanych herbatników
do filiżanki czekolady.