srebrna
mijając brzegi wciąż czegoś szuka
gładząc kamienie ciężkie jak brzemię
snów niefortunnych i pustych wyznań
i błyszczę w słońcu pieszczona deszczem
nocą z księżycem plumkam ballady
przy których gwiazdy pięknieją jeszcze
aż niemożliwe aż nie do wiary
jak płynnie mogę mijać wiraże
i jak potrafię flizować kłody
jestem jak rzeka spełnianych marzeń
wystarczy tylko trochę pogody
bo dla mnie aura jest jak ten rybak
co złotą rybkę złapał na wędkę
lecz chciał za dużo i z łódki wypadł
prosto do rzeki . tej w której jestem
jestem bo byłam i będę zawsze
ze złotą rybką w cichej umowie
że przy życzeniach trza w oczy patrzeć
i nie zapomnieć dlaczego człowiek
jest jak ta rzeka co nurtem płynie
i szumi z wiatrem pieśń o kochaniu
gładząc kamienie ciężkie jak brzemię
nie zapomina w snach o lataniu
.
za wszystkie razy w których milczenie
pokutowało za serc samotność
oddaj mi wiosny zielone tchnienie
niech się z błękitem śnią w wielokrotność
chwil jakże czułych w myśli i czynie
gdy się milczenie rwie pod pieszczotą
tego co w tobie jest jak i we mnie
nieodgadnioną drogą po złoto
a ja chcę srebra chcę wiele srebra
w dobrej monecie bitego w niebie
by ust wrażliwość w czułość się zmogła
więc chociaż milczę krzyczę do ciebie
za wszystkie razy za każdy jeden
gdy pod milczeniem nienawiść kryjesz
czy chcesz czy nie chcesz oddasz mi siebie
dopóki jesteś . dopóki żyję
.
hej nieznana snom melodio
spłyń na moją partyturę
póki twarz jej jeszcze modrość
wkłuwa w zbyt ponurą skórę
daj mi gładkość melodyki
i ćwierćnuty wpleć we włosy
aby poczuć jak nikt nigdy
twej wibracji ciepły dosyt
scalić z tobą się na stałe
jak sen nigdy niewyśniony
który utkwił w niemym gardle
i początki frazy goni
a ja z tobą jak lunatyk
szukam nut srebrzonych luną
i ubieram je w półtakty
zanim stanie się za późno