Wspinaczka
Najświętszy szczyt; już widzę - jest blisko.
Jednak co chwilę coś mi przeszkadza,
skały odłamek w serce ugadza.
A więc znów spadam w przepaść bez dna,
wiedząc, że życie swoje uchowam,
bo wciąż pomaga mi miłość Twa.
Znów się zaczynam wspinać od nowa.
Ręka się chwyta lodowej grani,
ja - sam nie zdołam; to wszystko na nic!
Jednak nie po to życia mam ducha,
abym się w szczyty gapił bez ruchu.
Więc choć się na dół ciągle staczam,
choć szczyt mi nieraz zasłonią chmury,
to wciąż na górską grań powracam
i coraz wyżej pnę się do góry.
Życie – niełatwa to drożyna,
za każdą granią jest trochę zła.
Lecz choć się nieraz ledwo trzymam,
wytrwam - bo we mnie jest miłość Twa.