Czekałem na Ciebie nocą
liczę na to, że zaraz się zjawisz.
I choć czasem uwiera poduszka,
zwykle wpadasz i mnie nie zostawisz.
Dziś pół nocy czekałem na Ciebie,
dawno temu już miałeś tu być.
Ręce cierpną i myślę o niebie,
albo o tym jak jutro mam żyć.
Wciąż się kręcę i zmieniam pozycje,
ciągle czekam, a Ty nie przychodzisz.
W głowie łąki i jakieś forsycje.
Z ciemnej nocy mnie dziś nie wyłowisz.
Wreszcie wpadasz bez słowa nad ranem,
gdy już czasu dla Ciebie nie starczy.
Tak mnie bierzesz ze zgiętym kolanem,
choć już piąta na budzika tarczy.
Wstaję rano po nocy bez Ciebie,
wymęczony jak koń po westernie.
Dwie godzinki co dałeś mi siebie,
to za mało by kochać Cię wiernie.
Bo nie ważne czy walczę z potworem,
czy też będzie tak bardzo realnie,
lecz obiecaj, że dzisiaj wieczorem
przyjdziesz do mnie, mój śnie, punktualnie.
Dziś niestety przyjść do mnie nie chciałeś,
chociaż wiernie na Ciebie czekałem.
Pewnie jakiś ważny powód miałeś.
Czyżby wiersz ten, co Ci napisałem?