Wołyńska ballada
Lecz opis egzekucji wiejskiej bez wyroku,
Gdy sąsiad dla sąsiada miał serce z kamienia.
Historia dziś chce schować te fakty do cienia.
Ja jednak się pokuszę o ich przypomnienie.
Rok był czterdziesty trzeci, gdzieś w Równem – wspomnienie
Pewnej, dziś już staruszki, która rzeź przeżyła,
A w owym, trudnym czasie małym dzieckiem była.
"Już ledwo stał na nogach, upadł na kolana.
We łbie szum wódki tylko, od chlania do rana.
Pochwycił jej warkocze, jak lejce w uprzęży,
Powalił na podłogę czując, że zwyciężył.
Tuż obok stary ojciec błagał na kolanach,
Lecz bestia nie słyszała wśród jęków wołania,
A nawet gdyby doszło do ucha złoczyńcy,
Nie mieli wszak litości bracia Ukraińcy.
Tu matka Weronika leży już bez głowy,
A czteroletni synek trzyma ją za nogi.
Ten obraz przetrwał w głowie do późnej starości,
Jak dziecko rozszarpały hieny bez litości.
Nie przyszedł wtedy Moskal, ni Niemiec - esesman.
To był nasz sąsiad Hryćko, co za rogiem mieszkał.
Jeszcze wczoraj częstował chlebem, mówił „bracie”,
Dziś wrócił on z okrzykiem: „Bij Lachów w tej chacie!”
Zamknął wszystkich w stodole, jak bydło na rzezi,
Dzieci krzyczały „mamo!”, lecz bez odpowiedzi.
Piłą ich rozcinali, rąbali siekierą,
Szczycąc się swoim wodzem - Stefanem Banderą
Jedna mała dziewczynka, osiem wiosen miała,
Rzucając się do ognia, siostrę ratowała.
Wbiegły nagie do sadu – jak mówi wspomnienie,
A jeden Ukrainiec wskazał im schronienie.
„Biegnijcie w stronę lasu, tam już nie ma naszych,
Ja sam ich nie popieram, chciałbym żyć inaczej”.
Zabity tydzień później za „zdradę narodu”,
Bo pomógł tej dziewczynce, całkiem bez powodu.
Siostrzyczka zmarła w chłodzie, w jarze pod Tarnawą,
A druga z nich uciekła przed krwawą obławą.
Przez tydzień tylko wodę pijąc z rozlewiska,
Dotarła do plebanii obok Czartoryjska.
Proboszcz – ksiądz Władysław przygarnął dziewczynę,
Wysłuchał też relacji z mordu jej rodziny.
Potem było milczenie, jak grób w białym śniegu,
Po wojnie nikt nie słuchał, kto zginął w tym biegu.
„To sprawa polityki”, „nie czas na rozprawy”,
Więc zamknęła to wszystko do swojej szuflady.
Dzisiaj przy wiejskim stole wnuczka przy niej siedzi,
Notując każde słowo z babci wypowiedzi.
Stara kobieta drżąca z oczyma jak mgiełki,
Wodzi palcem po mapie, szuka choć iskierki.
„Tu nasz dom… tu stodoła… tu studnia i grusza,
Tu Hryćko zabił mamę... - w tym miejscu się wzrusza.
A tu, za tamtą brzozą zginął mój brat Jurek —
Miał tylko cztery latka... nie wypuścił kurek.”
Wnuczka milczy jak skała, nie zadaje pytań,
Bo wie, że dziś nie wolno w babci losy wnikać,
Wystarczy czyste słowo, spisane uczciwie,
By śmierci nadać imię, a nie tylko liczbę.
Wystarczy tu opowieść świadka tej historii,
By każdy zapamiętał to, co w sercu boli.
Na koniec taki morał – prosty, lecz prawdziwy:
Że pamięć nie jest zemstą, lecz potrzebą żywych.
Chociaż śpią dziś ofiary w lasach zapomnienia,
Zło należy złem nazwać, by nie wyszło z cienia.
GrzesioR
24-07-2025