WYBORY
WYBORY
Gdzie mogę kiwnąć palcem, kiwam
Gdy płynie potok bzdur, spływam
Na polityka kłamstwa się stroszę
Ubywa chęci do życia po troszę
Banda posłów-złodziei w krawatach
Już czeka sąd dla nich w zaświatach
A tymczasem, na łez tym padole
Poczyna się dziecię, rośnie pachole
Patrzy na dorosłych jak świat knocić
Byle samemu się przy tym ozłocić
Uczą się od prezydentów, papieźy
Jak podporządkować lud sobie naleźy
Wyzyskać na maksa siłę wspólnoty
Zaprząc miliony na zysk do roboty
Próżności swojej, pychy, prywaty
Zdobiąc egoizm w tiary i krawaty
Tych, to przynajmniej widać na świeczniku
Choć trudno ich bardzo zbić z pantałyku
Wytrenowani w medialnym sektorze
Wywiną się zawsze śliskie PISkorze
Najgorsi są jednak cichociemni
Operatorzy losów z cienia głębi
Biznesy najlepiej kwitną w ciszy
I nie wychodzą z uwagi niszy