KAIN I ABEL
Morderstwo swego brata to jego wina.
Biblia piętnuje to jako ciężki grzech,
Lecz jest tu aktorów, nie dwóch, lecz trzech.
Bóg, oczywiście najmniej jest tu winny,
Lecz warto spojrzeć na punkt widzenia inny,
Aby odczarować nieco natchnione słowa,
By odezwała się intuicji mowa.
Czy mógł Abel brata czymś sprowokować,
Czego mógłby potem nawet żałować?
Nie dowiemy się nigdy, bo odszedł w zaświaty
Na początku dziejów, przed milionem laty.
Znamy zaś dzieje naszego przodka mordercy.
Wszyscyśmy jego złości spadkobiercy.
Możemy więc sięgnąć do jego spuścizny.
Każdy z nas nosi tamtej zbrodni blizny.
Patrząc więc głęboko w kondycję człowieka,
Jest w DNA archiwum cała na nas teka.
Wyciągnę tylko jedną teczkę z napisem
„Abel”, w oczach jego brata będąc rysopisem.
Abel - zadufany w sobie pasterz marzyciel,
Etosu ciężkiej pracy na roli burzyciel.
Obnosi się wszędzie z tą pobożnością,
Swojego widzenia świata wyższością.
Patrzy na mnie z góry, ze mnie się naśmiewa,
Co starszego wiekiem boli i gniewa.
Jakim cudem ten młokos ma u Boga fory?
Czy to dla mnie jakaś lekcja pokory?
Nie widzę w młodszym bracie nic specjalnego.
Co jest w nim lepsze od mojego dobrego?
Ten nic tylko siedzi pod drzewem i śpiewa,
A mnie od skwaru na polu krzyż omdlewa.
Ojciec i matka zupełnie odpłynęli,
Od tych ciągłych kłótni ze sobą zidiocieli.
Co im nie przeszkadza sądzić mnie srogo.
Poza Ablem nie widzą już innego nikogo.
A było tak fajnie zanim się urodził
I ojciec mój tego bachora nie spłodził.
A może ja nie jestem nawet ich synem?
Rodzice są czarni, ja jestem szatynem…
Widziałem kiedyś matkę w towarzystwie faceta
Blond gościa, co wyglądał jak atleta.
Potrafił latać. Pojawiał się i znikał,
Kontaktów z ojcem i braćmi unikał...
Sam już nie wiem, co o tym wszystkim sądzić.
Nie przestaje się w głowie od tego mącić.
Straszne myśli w głowie mi się kłębią,
Nachalne scenariusze duszę mi gnębią…
Jutro jest dla nas bardzo ważny dzień.
Mam nadzieję, że przyjdzie ten śmierdzący leń.
Mam tyle jeszcze do przygotowania:
Drzew narąbania, stosu układania.
Mogę ze wszystkim na jutro nie zdążyć
I w niełasce u Boga jeszcze się pogrążyć.
Nie samym składaniem przecież ofiar się żyje.
Poza tym, reguły oceniania są to czyje..?
I tak, w dzień Bogu ofiar braci składania,
Miało nie być nikogo faworyzowania,
Ale Adam i Ewa oraz sam Bóg w niebie
Ponad siłę ogiera docenili źrebię.
Bo wdzięk i entuzjazm Abla był cenniejszy
Niż Kaina kult rytuału pomniejszy.
Nikt starszego brata nie docenił w trudzie,
Gdy w domu, jak na polu, szło mu po grudzie.
Nic dziwnego, że szlag go trafił ze złości,
Gdy poczuł warunkową naturę miłości
I zranione serce odmówiło posłuszeństwa
Na gwałt jego praw do pierwszeństwa.
Zabił brata, który był mu w duchu drogi.
Dzisiaj dostałby wyrok, może nie tak srogi.
W afekcie, nawet straszne, czyny popełniane
Bywają, niż te z namysłu, lżej traktowane.
Okoliczności łagodzących w Biblii brak.
To najpewniej dobitny przesłania znak.
Pogłębiony Kaina rys psychologiczny
Był zbędny jak i wątek terapeutyczny.
Bo ważniejsze w epokach prehistorycznych
Było trzymanie się podstaw wytycznych -
Napiętnowania przemocy, nie pomijać,
Po piąte, z dziesięciu: nie wolno zabijać!