Pamìęć
myślą, otuloną szalem tęsknoty.
Przysiadasz na skraju marzeń sennych
i z uśmiechem rozkładasz parasol.
Tak, masz rację, spodziewając się
kolejnego deszczu moich łez.
Płaczę nad sobą i nad każdym
dniem bez ciebie.
Wiele chwil obrosło
kurzem niepamięci.
Boję się, że pewnego dnia,
utracę zdolność przywracania ich
do świadomości.
Jak wtedy przywołam je z niebytu.
Karkołomnie próbuję dotrzeć
do sedna wyrzutów,
które potępieńczym piętnem
wypala we mnie samotność.
Cóż mam począć z dłońmi,
które nie potrafią, bez drżenia,
utrzymać twojej fotografii?
Twoje odejście,
zasiało we mnie ziarno niepewności,
materializując zwierzęcy strach
przed śmiercią
i wywołało apokaliptyczną erupcję pytań,
odważnie wykrzyczanych w pustkę.
Na żadne nie dostałam odpowiedzi.
Mimo upływu czasu,
obrożą złości i lęku
zaciska mi gardło każdej nocy.
Nie potrafię spać spokojnie
i wciąż rozliczam przeszłość
z upadków, zamkniętych drzwi
i niewybaczonych win.
Wśród pamiątek i twoich rzeczy
brakuje mi powietrza.
Nie chcę i nie umiem pozbyć się
niczego, czego dotykały twoje dłonie.
Tak wiem, że to absurd.
Rzeczy nigdy nie miały dla ciebie wartości.
Może za jakiś czas
podejmę kolejną próbę.
Tęsknota przetacza się we mnie
z jękiem młyńskiego kamienia,
zostawiając daleko w tyle
wspomnienia.
Może kiedyś uda nam się spotkać...