Nowoczesna Apokalipsa
Najpierw zniknęło Piekło,
nawet bez specjalnego hałasu;
z lekkim tylko skrzypieniem
rozpadających się kotłów
ze smołą wystygłą
i udawanym śmiechem
ostatnich, mocno zidiociałych
diabłów.
Potem rozleciało się Niebo,
z niezłym świstem
pikujących aniołów i klekotem
spadających dewocjonaliów,
zostawiając u góry
niewielką wyrwę
w postaci otwartego widoku
na Drogę Mleczną.
Następnie
rozpłynęły się katedry,
kaplice i pustelnie,
z niejaką godnością,
należną bytom poważnym,
ale,
jak się okazało,
niekoniecznym.
Na koniec
została nam Ziemia,
już bez opieki proroków i aniołów,
oddzielona od pustego nieba
dość nadwyrężoną,
błękitną błoną atmosfery,
cieniutką,
o tak…
…na szerokość dłoni,
gdyby spojrzeć
z daleka…