Matka
Na chwilę na stronę
Łapczywie zaciąga sie wiecznością
jak dziewczyna na mrozie papierosem
Setkami drobnych kroków
Oddziela to co nieuchronne
Od porannej kaszy, spaceru i snu
Rzuca wyzwanie samej sobie
Wytapia w lustrze senne odlewy
W spojrzeniu gaśnie żar dziesięcioleci
Kim jest ona? Ta obca ja
Zraniona kolejnym objawieniem
Zbiera znaczki na list
Słowa nieodkrytych znaczeń
Zostaną wypowiedziane
Z powagą ostatniego tchnienia
Ale zanim
Murem obronnym
Pozostaje kołderka
Miękka i puszysta
Bezpieczna ciepłem świątecznych wypieków
Pierwsza gwiazda i ostatnia wigilia
We dwoje
Rozbitkowie wyłowieni z mrocznych wód
Opłatek pęka jak kostki podczas tortur
Rozpacz w ciszy
Wymusza fałszywe obietnice
Dla dobra chwili
Pozostań w niej
Z elegancją pożegnań
Zjedz by dodać
Ciężarem barszczu, uszek i karpia w galarecie
Powagi czterdziestu dziewięciu kilogramom
Reszta jest milczeniem
Zawieszonych ostrzy
Pójdą w ruch
W godzinę otwarcia świata na dobro
A teraz śpij
Nie martw się niczym odpoczywaj
Heroino
Powalona życiem dziewczyno