wyrzucili mnie...
gdzie żyłem
było to na ruskim kosmodromie
czyściłem skafandry i przy okazji kręciłem lody
na beczkach z tanim winem
zbity mam pysk po obu stronach księżyca
ledwo chodzę
przestała mi się kręcić wyobraźnia
zrozumiałem że to już nie jest kwestia liryki
tylko krzyku mew
grzmotów dochodzących z moich zgruchotanych kości
łez rozmydlonych w motelowej wannie
resztek włosów spływających powolnymi siorbnięciami wody
do kanału który nie posiada
oczywistego pojęcia dna