na latawcu
bez proroków świat oszalał
więc zdziwienia już nie budzi
że tak bardzo w oczach zmalał
z każdej strony twarz wykrzywia
półuśmiechem zbędnej treści
nie.odmienna recydywa
niekończącej się powieści
ze znużeniem wciąż powtarza
miłość wiarę i nadzieję
że wstaniemy sprzed ołtarza
by się spełnić w ludzkim dziele
.
tak łagodnie płynę przez miasto
na nienawiść patrząc uśpioną
i nim gwiazdy na niebie zagasną
niemiłości pozwalam zapłonąć
niech wypali się w mroku północy
niczym świeca co tli się zbyt długo
nim aniołom otworzą się oczy
znów miłości stanę się sługą
uniżonym do granic absurdu
nieszczęśliwym w szczęśliwej godzinie
gdy przez miasto kipiące od smutku
na latawcu perlistych snów płynę
.